Forum www.pfonoh.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Znani wyotowani :)
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.pfonoh.fora.pl Strona Główna -> Kultura
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
seat
Maniak
Maniak


Dołączył: 18 Paź 2010
Posty: 923
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:41, 31 Paź 2010    Temat postu: Znani wyotowani :)

Jacek Poniedziałek - aktor

wywiad z magazynu LGBT "Replika"

Mariusz Kurc: 14 grudnia 2005 r. na okładce "Faktu" było Twoje duże zdjęcie i słowa: "Jacek Poniedziałek: jestem gejem". Jak do tego doszło?

Jacek Poniedziałek: Trzeba by zacząć od dwóch wywiadów, których udzieliłem dwóm niszowym magazynom: "DIK Fagazine" i "On i On". Były to rozmowy o gejach i o homoseksualizmie, ale miały charakter raczej ogólny. Żadnego coming outu tam nie robiłem.
Od wielu lat dziennikarze pytali mnie o orientację seksualną, ale unikałem jednoznacznej odpowiedzi. Nie ze względu na siebie, ale na rodziny - moją i mojego byłego partnera. Ale w życiu prywatnym nie ukrywałem, że jestem gejem.
Nie wiedziałem, że w "Newsweeku" pojawiła się informacja o mnie jako o kimś kto nie ukrywa swojej orientacji. Dowiedziałem się tego od TVN Style, który zaproponował mi rozmowę na ten temat. Kiedy zobaczyłem, że "Newsweek" umieścił mnie w towarzystwie Eltona Johna i Michaela Cunninghama, zrobiło mi się nawet przyjemnie.

MK: Postanowiłeś iść za ciosem?

JP: Tak, ale nie dlatego, że poczułem się zmuszony do coming outu. Przystałem na propozycję TVN Style przede wszystkim z powodu coraz bardziej opresyjnej sytuacji społeczno-politycznej w Polsce, którą odczuwam jako rodzaj katolickiego reżimu.
Dzień po nagraniu zadzwonił do mnie dziennikarz "Faktu". Efektem tej krótkiej rozmowy był artykuł. Nie wiedziałem, kiedy się on ukaże, ani że będę na okładce.

MK: A gdyby nie było społecznej opresji - zakazanych Marszów Równości itd.?

JP: Też pewnie zrobiłbym coming out, ale później. Uznałem jednak, że w warunkach opresji może to pomóc bardziej niż kiedy indziej. To świetny moment, aby ujawnił się ktoś taki jak ja, kojarzony przez szeroką publiczność z dosyć prostym, przeciętnie inteligentnym, sympatycznym, męskim, zdecydowanie heteroseksualnym, bojowo nastawionym do życia bohaterem serialu.

MK: Czy w dniu publikacji w "Fakcie" coś się w ogóle wydarzyło?

JP: Kiedy się obudziłem i włączyłem komórkę, miałem tam mnóstwo nowych smsów i nie odsłuchanych wiadomości. Moi przyjaciele byli przestraszeni, zastanawiali się, co to teraz będzie. Potem zadzwonili producenci "M jak miłość" z wiadomością, że mają inwazję dziennikarzy, a Polsat robi materiał o moim coming oucie do głównych wiadomości. Byli wyraźnie w panice. Ja też trochę przestraszyłem się tego oblężenia i postanowiłem przez jakiś czas nie udzielać wywiadów. "Replika" jest drugim pismem po "Gali", z którym rozmawiam.

MK: Tydzień po "Fakcie" ukazał się duży artykuł w "Super Expressie": "Jacek Poniedziałek: Trwa na mnie nagonka".

JP: Bzdura! Odmówiłem im wywiadu i tak się zemścili. Nie ma żadnej nagonki, wręcz przeciwnie! Przez pierwsze parę dni, bez przerwy odbierałem gratulacje. Mam wrażenie, że ludzie uważniej mi się przyglądają. Najcenniejsze są dla mnie reakcje tzw. zwykłych ludzi, a te są fantastyczne. Ze strony środowiska gejowskiego dodatkowo czuję wdzięczność i wsparcie. Czytałem list KPH i Lambdy - bardzo miły. Ale pojawiły się też głosy krytyczne - że nie powinienem mówić, że jestem przeciwko małżeństwom homoseksualnym.

MK: A jesteś?

JP: Przeciwko małżeństwom tak, ale nie przeciwko związkom partnerskim. Ich legalizacja załatwiłaby wszystkie życiowe sprawy - majątkowe, podatkowe, odwiedziny w szpitalu itd.
Nie podoba mi się jednak chęć powielania przez pary gejowskie heteroseksualnego małżeńskiego wzorca. Jestem mężczyzną, który pożąda mężczyzn i realizuje się w związkach z mężczyznami. Nie muszę też, ani nie chcę kopiować wzoru tradycyjnej rodziny. Po co mam grać rolę kobiety?
Drażni mnie również, gdy ktoś używa wobec mnie ciotowskiego kodu i mówi o mnie per "ona".

MK: Jak wygląda Twoja serialowa przyszłość?

JP: Wszystko jest po staremu. Nie ma żadnych znaków świadczących o negatywnych skutkach ujawnienia. Mam nadzieję, że obalę mit, jakoby gej nie był w stanie przekonująco zagrać heteryka. Zresztą geja też chętnie bym zagrał. Nawet to proponowałem, ale się nie zgodzili. Temat homoseksualny jest u nas demonizowany.

MK: Czy myślisz, że Twój coming out pociągnie za sobą następne?

JP: Mam nadzieję. Paru aktorów grających w serialach zadzwoniło do mnie z gratulacjami, a przy okazji powiedzieli, że też myślą o ujawnieniu się. Sądzę, że bardzo wiele będzie zależało od tego, jak teraz potoczy się moja kariera, jakie role będą mi proponowane. Jeśli nic złego się nie stanie, następne coming outy to tylko kwestia czasu. Ja w każdym razie czuję się teraz silniejszy i jeszcze bardziej wolny.

MK: W wywiadzie dla "Gali" powiedziałeś, że "zrobiłeś to również dla młodych ludzi, żeby z czasem obudzili się w innej Polsce".

JP O to głównie mi chodzi. Chciałbym, żeby młodzi ludzie nie musieli przeżywać rozterek, które ja przeżywałem.
W "Gali" opowiadałem o homofobii, z jaką spotkałem się w krakowskim środowisku artystycznym, w którym się obracałem. Tam geje żyją jak sparaliżowani, niezdolni do naturalnych odruchów. Nic dziwnego, skoro od znanego aktora usłyszałem np. publicznie, że jako "pedał" należę do wymierającego na AIDS gatunku. Dopiero w Warszawie się otworzyłem, nie mówię, że tu jest super, ale różnica w porównaniu z Krakowem jest widoczna.
Zależy mi na tym, by młodym ludziom łatwiej było akceptować swoją seksualność i aby byli traktowani normalnie - jako odwieczna część populacji. I żeby nie wywoływać szoku, gdy obejmę czy pocałuję faceta. Od tego chyba prokreacja nie zaniknie.


Rozmawiał Mariusz Kurc


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
seat
Maniak
Maniak


Dołączył: 18 Paź 2010
Posty: 923
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:53, 31 Paź 2010    Temat postu:

Tomasz Tyndyk - aktor

wywiad z magazynu LGBT "Replika"

rozmawia: Mariusz Kurc

M.K: O wątkach LGBT w polskim teatrze nie sposób opowiedzieć nie używając nazwiska „Tyndyk“. Najnowszy przykład to „Portret Doriana Graya“ Michała Borczucha w TR Warszawa.

T.T: Sprawy tożsamości seksualnej czy płciowej interesują mnie od dawna. No i miałem szczęście, że spotkałem takich reżyserów jak Warlikowski, Jarzyna czy Pollesch. Trafiłem w dobry czas. Ciekawe, gdzie bym wylądował, gdybym urodził się z 10 lat wcześniej?

M.K: Rozmawiamy w przerwie pomiędzy próbą a spektaklem „Anioły w Ameryce“, w której grasz Priora – chorego na AIDS geja, którego opuszcza facet.

T.T: Jak tylko obejrzałem świetny serial HBO, a potem przeczytałem „Anioły…“, to wiedziałem, że chciałbym zagrać właśnie Priora, żadną inną postać. Byłem wniebowzięty, gdy Warlikowski zaproponował mi tę rolę. Przez moment w grę wchodziła jeszcze postać Belize – szczerego do bólu, ale i opiekuńczego geja-pielęgniarza, ale nie chciałem nawet o tym słyszeć. Ja Priora po prostu czułem. Przy okazji „Aniołów…“ poznałem wielu nosicieli HIV. Uświadomiłem sobie, że choć AIDS nie jest już wyrokiem śmierci, tak jak w czasach, gdy sztuka powstawała, to życie z wirusem bywa horrorem. Niewiarygodne, jak trzeba o siebie dbać, jaki reżim sobie narzucić.

M.K: Bycie gejem pomaga w graniu geja?

T.T: Nie! Może nawet to jest trudniejsze. W moim przedstawieniu dyplomowym z 1998 r. zagrałem geja we współczesnej sztuce „Niezidentyfikowane szczątki ludzkie“. Trochę się obawiałem, jak konserwatywni profesorowie to odbiorą. Oni pewnie woleliby zobaczyć Moliera czy inną klasykę. Ryzykowaliśmy więc, że jury może nam powiedzieć z przekąsem: „no, dziękujemy“. Ale nie. Często się zdarza, że wyobrażamy sobie pewne uprzedzenia u innych i demonizujemy je. Gdy się jednak odważymy sprawdzić, czy rzeczywiście istnieją, okazuje się, że niekoniecznie. Za rolę w „Niezidentyfikowanych…“ dostałem główną nagrodę.
Zawsze, gdy gram geja, staram się, by publiczność „przeskoczyła“ sam fakt, że moja postać to homoseksualista i dostrzegła w niej też inne cechy – całego człowieka, nie tylko seksualność. Poza tym, w teatrze nie ma „geja“ ani „heteryka“. Jak gram np. zakochanego, to mniejsze znaczenie ma to, czy obiektem tej miłości jest kobieta czy mężczyzna. Oczywiście wiem, że zakochanego geja czy zakochaną lesbijkę spotyka nietolerancja z powodu ich seksualności, ale nie traktuję moich ról jako wkładu w walkę na rzecz tolerancji. Gram tak, jakby ta tolerancja już była. Wyczuwałem, że np. spektakl „Cokolwiek się zdarzy, kocham cię“ Przemysława Wojcieszka o miłości dwóch dziewczyn był odbierany właśnie jako manifest tolerancji. Czasami widziałem na widowni trzymające się za ręce dziewczyny i myślałem, jak to fajnie, że gramy coś, w czym one mogą się odnaleźć.

M.K: Spotkałeś się z nietolerancją i homofobią w teatrze?

T.T: Z jawną nie. Wszyscy wiedzą, że jestem gejem; co gadają za moimi plecami – nie wiem.

M.K: O „Oczyszczonych“ Krzysztofa Warlikowskiego z 2001 r. mówiłeś, że to Twoje najważniejsze doświadczenie zawodowe.

T.T: To moja przełomowa rola, moja przepustka do Warszawy, do Rozmaitości, do teatru Warlikowskiego. Grając w „Oczyszczonych“ poczułem ostatecznie, co to dla mnie znaczy być aktorem.

M.K: Spektakl odniósł wielki sukces, choć czasem z rezerwą pisano o eksponowaniu męskiej nagości. Ty też się w „Oczyszczonych“ rozbierałeś do naga. Było to dla Ciebie jakieś przekroczenie?

T.T: Tak. Pierwszy raz widziałem na scenie nagich aktorów i aktorki w III klasie liceum. To było przedstawienie Misiury. Pamiętam do dziś wielkie wrażenie – szokujące i erotyczne zarazem. Gdy sam miałem się rozebrać, czułem pewien opór a jednocześnie jakoś mnie to fascynowało właśnie w sensie przekraczania siebie. Po jakimś czasie przychodzi przyzwyczajenie, ale początek był… No, wiesz, gdy stoisz na golasa w kulisie, a obok ciebie inni coś przenoszą, coś przygotowują, to myślisz: „OCENZUROWANO, co ja tu robię…“. Dlatego trzeba naprawdę uwierzyć, że to rozebranie się jest potrzebne. W „Oczyszczonych“ po prostu nie było innego wyjścia, nagość była kluczowa.

M.K: W filmie Piotra Łazarkiewicza "0-1-0" byłeś facetem po korekcie płci. Twój bohater wyznaje koleżance granej przez Marię Seweryn, że kiedyś był jej… szkolną koleżanką oraz że jest w niej zakochany. Potem wątek się urywa.

T.T: Powiem szczerze, że nie wiedziałem, jak tę rolę ugryźć. Czytałem o transseksualistach, oglądałem film „TransAmerica“, ale w sumie postanowiłem nie kombinować, zagrać intuicyjnie.

M.K: Teraz wystąpiłeś u Roberta Glińskiego, autora „Cześć, Tereska“ i dokumentu „homo.pl“. Film nosi tytuł „Świnki“.

T.T: Gram alfonsa, który przy granicy polsko-niemieckiej „organizuje“ nastolatki – obu płci – dla klientów z Berlina. Ciężki temat i dość ciężka praca, bo z dzieciakami. Ale przebiegła bezproblemowo. Z Glińskim bardzo dobrze się pracowało – spokojnie, bo on dokładnie wie, czego chce.

M.K: W spektaklu „Miss HIV“ Macieja Kowalewskiego grasz Rafaela, mistrza ceremonii, niesamowitego transwestytę. Lubisz się przeginać?

T.T: W życiu nie. Choć oczywiście nie mam nic przeciwko przegiętym; jak ktoś taki jest – proszę bardzo. Ale sam musiałem to u siebie dopiero odnaleźć. Wielu gejów ma w sobie coś z kobiety, czasem widoczne, czasem ukryte. Trzeba się trochę postarać, by to uwolnić. Na próbach się nie przeginałem i koleżanki zniecierpliwione zachęcały mnie: „Tomek, ale Ty musisz tu więcej grać!“. A ja nie umiałem, zbywałem je, że później coś wymyślę. Trochę się bałem, że to będzie odpychające dla ludzi. Poza tym, denerwuje mnie często stosowana metoda na granie homoseksualisty czy transwestyty – tylko przegięcie i nic więcej – wygłup, zgrywa. A nie musi tak być . Nie chciałem pójść w błahą karykaturę i doszedłem do wniosku, że muszę tak tego przegiętego Rafaela zagrać, by „zniszczyć“ publiczność. Żeby nie było miejsca na chichoty.

M.K: …żeby on był przegięty, ale jednocześnie taki, co to nikt mu nie podskoczy?

T.T: Więcej: żeby wszyscy sie go bali. Żeby paraliżował. Żeby był jak wirus. Próbę generalną mieliśmy z udziałem przypadkowych ludzi – gości klubu Le Madame, gdzie na początku spektakl był grany. I dopiero w ich obecności mój przegięty Rafael nagle zaczął żyć.

M.K: .Jesteś wielbicielem gejowskich div?

T.T: Nie… Chociaż tak! No bo na przykład uwielbiam Madonnę. Ale nie dlatego, że jest królową gejów. Ja ją lubię od wczesnej podstawówki… Jakoś podświadomie wyczuwałem tę wrażliwość…

M.K: Co Cię w niej fascynuje?

T.T: Jej uwolniona seksualność. Bawi się nią, jak chce. Myślę, że właśnie tym imponuje gejowskiemu środowisku, które ma seksualność tak często zblokowaną ze względu na brak społecznej akceptacji.


---------------------------------
Ps. Uwielbiam gościa Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez seat dnia Nie 15:54, 31 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
seat
Maniak
Maniak


Dołączył: 18 Paź 2010
Posty: 923
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:14, 31 Paź 2010    Temat postu:

Michał Sieczkowski - aktor

wywiad z magazynu LGBT "Replika"

rozmawia Krzysztof Tomasik

K.T: Grasz Mateusza w serialu "Plebania". Lubisz tę postać?

M.S: Lubię. To młody chłopak, dopiero skończył studia. On cały czas poszukuje miejsca w życiu, szuka pracy, szuka miłości. Jeszcze wszystko się może z nim zdarzyć.

K.T: Może okazać się gejem?

M.S: Nie wiem, kiedy grałem sceny z dziewczyną, to byłem przekonany, że on jest w niej zakochany.

K.T: Chciałbyś zagrać geja?

M.S: Czemu nie? Wszystko zależy od tego jaka byłaby to postać, jaki scenariusz. Jeżeli ten gej jest naznaczony jakimś stygmatem albo przegięty i to nie służy niczemu poza powielaniem stereotypu, to nie. Chociaż nie mam nic przeciwko przegiętym gejom, to kiedy miałem propozycję takiej roli, odmówiłem, bo scenariusz powielał klisze.

K.T: Tobie kino pomogło zaakceptować swój homoseksualizm?

M.S: Dwa pierwsze filmy z wątkiem gejowskim, które zrobiły na mnie wrażenie to "Moje własne Idaho" i "Maurycy". A trzeci to "Filadelfia". Widziałem je jako nastolatek, między innymi dzięki nim bycie gejem było dla mnie od zawsze czymś naturalnym. Nie miałem takich uczuć, że to jest straszne albo całowanie się z chłopakiem jest czymś złym.

K.T: Użyłeś określenia "od zawsze". Co oznacza w twoim przypadku?

M.S: "Od zawsze" to znaczy od czasu, kiedy zaczęły się budzić pierwsze impulsy życia erotycznego. Gdy miałem dwanaście lat to już wiedziałem. Dość wcześnie powiedziałem też moim rodzicom, miałem piętnaście lat.

K.T: Jak zareagowali?

M.S: Pierwsza ich reakcja to był kubeł zimnej wody, bo spodziewałem się, że się ucieszą z tej radosnej nowiny (śmiech). Pamiętam, że wtedy tak myślałem. A oni się załamali, dla nich homoseksualizm był jednoznaczny z marginesem społecznym. Przez jakiś czas traktowali to wyznanie jako wymysł, wybryk, jak miałem 15-16 lat pojechałem nawet z mamą do Instytutu Patologii Więzi Międzyludzkich na badanie i rozmowę z psycholożką. Na szczęście trafiliśmy na świetną kobietę, która porozmawiała ze mną, z mamą i powiedziała, że po pierwsze to jest normalne, a po drugie nie widzi konfliktu między nami. Poradziła, żeby to zaakceptować i żyć normalnie. Pamiętam jak wracaliśmy w milczeniu, mama była trochę zawiedziona, a ja zadowolony.
Celowo mówię tak wyraźnie o tym, że rodzice długo nie potrafili zaakceptować mojego homoseksualizmu, bo myślę, że to bardzo powszechne doświadczenie ludzi w moim wieku, młodszych zresztą też. Wielu miało gorsze przeżycia, mam znajomych, których rodzice wydziedziczyli, wyrzekli się. Ta moja rozmowa z rodzicami trwała właściwie kilkanaście lat, bo dopiero jak miałem jakieś 25-26 lat to ostatecznie poczułem, że oni coś zrozumieli. Wcześniej były sceny rozpaczy, kłótnie, uciekałem z domu. Nawet o magazyn "Inaczej" w szufladzie potrafiła być wielka awantura.

K.T: Miałeś okres, kiedy się ukrywałeś?

M.S: Trochę nie wiem jak o tym mówić. Przez dwa lata byłem z kobietą i urodziło nam się dziecko. To był prawdziwy związek, tak wyszło. Kiedy się rozstaliśmy wielu ludzi nie wiedziało co o mnie myśleć, to było niejasne, czy właściwie ta żona, czy chłopak, czy co?
Ale moje małżeństwo nastąpiło po okresie bycia otwartym gejem. W liceum to już było oczywiste, moja wychowawczyni miała z nami dobry kontakt i ona wiedziała o mnie, wspierała. Więc nie było problemu, to raczej w podstawówce wyzywano od "pedałów" mnie i paru jeszcze innych kolegów tylko dlatego, że trochę gorzej graliśmy w piłkę.
Jak ostatnio byłem w Żabce, pan zapytał: "A co, dzisiaj bez brata?". I ja odpowiedziałem jakoś automatycznie: "Tak, tak, bez brata". A potem zrobiło mi się strasznie głupio, bo znam tego sprzedawcę, rzeczywiście często robimy tam zakupy z moim chłopakiem i przecież mogłem po prostu powiedzieć choćby: "To nie brat". Żeby było zabawniej obdarował mnie "Playboyem", którego miał w nadmiarze.
Dla mnie coming outy, walka o prawa gejów i lesbijek ma sens właśnie po to, żeby nie trzeba było mówić o swoich partnerach w sposób bezosobowy. Tak jak heteroseksualiści nie ukrywają swoich związków za eufemizmami, nie zastanawiają się, kiedy mówią: moja żona, ja z żoną, po prostu mówią o swoim życiu. Dlatego ja ze swoim chłopakiem staramy się świadomie "obnosić" ze swoim związkiem, czyli po prostu tego nie ukrywać. Chciałbym, żeby inni też uwolnili się od tego strachu. To najważniejszy powód tego wywiadu.

K.T: A jak było na studiach aktorskich?

M.S: Wszyscy wiedzieli, że najpierw byłem żonaty, a potem, że jesteśmy parą z moim kolegą ze studiów.

K.T: Jak to się właściwie dzieje, że w środowisku aktorskim, które niby jest takie otwarte i tak pełne gejów, przez cztery lata, a więc od coming outu Jacka Poniedziałka do teraz, nikt się nie ujawnił?

M.S: Chyba nie chodzi tylko o aktorów, problemem jest całe społeczeństwo. Pewnie i tak jest lepiej niż z pracownikami np. korporacji, gdzie pojedyncze osoby się ujawniają, a reszta ukrywa. Wśród artystów jest odwrotnie, na ogół nie ma ukrywania i generalnie znajomi wiedzą kto jest gejem.

K.T: Dlaczego ta wiedza środowiskowa nie przekłada się na publiczne ujawnienie?

M.S: Pewnie działa wiele czynników. To są często ludzie, którzy przyjechali na studia z małych miasteczek, tu znaleźli swoją wolność i anonimowość. Czasem odwiedzają rodziców i wolą wysłuchiwać pytań, kiedy się ożenią, niż powiedzieć jak jest naprawdę. Ale faktycznie myślałem, że przykład Jacka Poniedziałka zapoczątkuje falę ujawnień, i nie do końca wiem dlaczego tak się nie stało.

K.T: Masz swoją ulubioną rolę filmową?

M.S: W Polsce takiej roli jeszcze nie było, chociaż lubię muzyka Sosnowskiego z filmu "Suplement" Krzysztofa Zanussiego. Natomiast najważniejsza jest moja pierwsza rola, którą zagrałem w Czechach. Leo - chłopiec o polsko-żydowskich korzeniach, ukrywający się w czasie wojny. Ona otworzyła dla mnie nowy świat związany z czeską Pragą, zaowocowała udziałem w serialu i nawet coming outem w czeskim tygodniku telewizyjnym, czymś w rodzaju naszego "Super Tv".

K.T: W 2004 razem z Agatą Buzek, Kacprem Kuszewskim i Anną Gajewską założyłeś Fundację Sztuki Arteria, aby realizować hasło "sztuki zaangażowanej społecznie". Są projekty poświęcone mniejszości wietnamskiej, społeczności lokalnej na Pradze, festiwal Kino W Pięciu Smakach. I spektakle. Ostatnie przedstawienie w twojej reżyserii - "Przyjacielowi, który nie uratował mi życia" to historia homoseksualisty.

M.S: Tak, premiera odbyła się w M25, a w najbliższym czasie będziemy go pokazywać w Teatrze Polonia. Sztuka jest oparta na autobiografii pisarza i filmowca - Hervé Guiberta. Zaczęło się od tego, że w Pradze dostałem w prezencie książkę, właśnie "Przyjacielowi, który nie uratował mi życia", po czesku. Ta historia wydała mi się niezwykła, szczególnie sposób opowiadania: ostrość spojrzenia, szczerość, otwartość. Guibert był gejem i jednym z pierwszych którzy napisali o zmaganiu z AIDS, chorobie która go pokonała. We Francji jest swego rodzaju ikoną. Jego historia wydała mi się bliska także dlatego, że Guibert był związany z mężczyzną, który miał dwójkę dzieci z kobietą.

K.T: Jak to jest być tatą gejem?

M.S:Traktuję to jako wielki prezent od losu. Jest wielu gejów, sam znam kilku, którzy chcieliby mieć dziecko. U niektórych w okolicach trzydziestki budzi się instynkt ojcowski, a moja sytuacja tak się szczęśliwie ułożyła, że już mam syna. Wszystko co dobre, stało się dzięki przyjaźni z moją byłą żoną. Zawdzięczam jej wiele, to przede wszystkim jej otwartość pozwoliła na pozytywny rozwój wydarzeń. Rozstanie było dla nas trudne i bolesne, ale udało się dogadać. Od początku było też jasne, że ona nie będzie przeszkadzała w kontakcie z dzieckiem, że będziemy działać ponad podziałami dla dobra Wojtka. W efekcie mam bardzo dobrą relację z synem, spędzamy razem czas, jeździmy na wakacje.

K.T: Trudno było ujawniać przed synem homoseksualizm?

M.S: Właściwie nie. Uznałem, że mówienie jest lepsze niż niemówienie, choć musiałem się przeciwstawić poglądowi, który pojawił się w rodzinie, że lepiej nic nie mówić albo ukrywać. Dzięki tej decyzji teraz swobodnie na ten temat rozmawiamy, mój naturalny stosunek do homoseksualizmu jest też tarczą dla mojego dziecka, potwierdzeniem, że to nie jest nic złego.

K. T: Kiedy zaczęły się te rozmowy?
Takie poważniejsze to w tym roku. On ma dwanaście lat i sam z siebie dopiero teraz zaczyna pytać, poruszać kwestie światopoglądowe. Myślę, że to się będzie nasilać. Wcześniej zadawał tylko pojedyncze pytania, np. czy kocham mojego (ówczesnego) chłopaka. Ja mu powiedziałem, że tak i on po prostu przyjął to do wiadomości. Nie było problemu, chociaż fakt, że nie jestem z jego mamą, że w międzyczasie wszedłem w nowy związek, nie był dla niego łatwy. Pytanie czy gdybym był z kobietą byłoby łatwiej? Ta sytuacja jest bardziej złożona, ale paradoksalnie chyba łatwiejsza, wszyscy jesteśmy gotowi znaleźć płaszczyznę porozumienia. Tak samo działa to w przypadku par hetero, które potrafiły się dogadać po rozstaniu dla dobra dzieci i np. spędzać razem wakacje.

K.T: Jakie pytania zadaje ci teraz syn?

M.S: Jak byliśmy w Pradze widział ceremonię związku partnerskiego dwóch kobiet i zapytał "A w Polsce też mogą się pobrać?". Powiedziałem, że nie, a on "Dlaczego?". Zacząłem tłumaczyć, chociaż byłem trochę bezradny. Poza tym pojawiają się inne trudne pytania, np. dlaczego byłem z mamą skoro jestem gejem. Powiedziałem mu prawdę, że bardzo kochaliśmy się, chcieliśmy być razem i stąd on się wziął, ale na to też nie ma dobrej odpowiedzi.

K.T: Znasz innych homoseksualnych rodziców?

M.S: Znam kilkoro, mają dzieci w podobnym wieku albo starsze. To nie jest żadna grupa wsparcia, chociaż mój chłopak Wiktor na coś takiego mnie namawia, on się nawet kiedyś kontaktował na internetowym forum z tęczowymi rodzinami, tam głównie były dziewczyny, lesbijki albo bi. To jest dobry pomysł, szczególnie dla dziecka, pokazanie takiego środowiska, uświadomienie, że w takiej sytuacji nie jest on jeden.

K.T: Co myślisz widząc jakie emocje wywołuje kwestia homoadopcji?

M.S: Sprawa adopcji powinna być przedmiotem otwartej dyskusji, która doprowadzi do określenia warunków i zasad według których to może być przeprowadzone. Tyle dzieci jest pozbawionych rodzin, że popieram rozszerzenie prawa do adopcji, zresztą nie tylko osobom homoseksualnym, bo parze hetero jest też bardzo trudno adoptować dziecko.

K.T: .Jak bycie ojcem wpływa na gejowski związek?

M.S: Partner musi zaakceptować pewien styl życia związany z tym, że jest dziecko. Np. zaakceptować, że często mnie nie ma, bo jestem z synem. Wiadomo, że jak on przyjeżdża na weekend to spędzam z nim czas, clubbing odpada. Dla mojego chłopaka to jest też istotna kwestia i świetnie się odnajduje jako ojczym.

K.T: Jak syn reaguje na twojego faceta?

M.S: Mają dobry kontakt, chociaż czuję, że gdzieś podskórnie jest pewien opór, bo to jest jednak ktoś kto rozdziela mamę od taty. U Wojtka jest taka ambiwalencja uczuć i nie sądzę, żeby było inaczej, gdybym był z kobietą. Myślę, że z czasem będzie tylko lepiej, bo Wiktor ma dobre, pedagogiczne podejście.

K.T: Spotkałeś się z jakimś odrzuceniem wśród gejów z powodu dziecka? Randki ojca-geja wyglądają inaczej?

M.S: To rzeczywiście trochę inaczej ustawia sytuację. Kiedy byłem sam i szukałem partnera to w naturalny sposób szukałem takiego, który pozytywnie zareaguje na wiadomość, że mam syna.

K.T: To można tak szukać? Jak to się robi?

M.S: Mówisz i patrzysz jak reagują. Większość się zmywa..."ten jeden" zostaje.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
seat
Maniak
Maniak


Dołączył: 18 Paź 2010
Posty: 923
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:43, 01 Lis 2010    Temat postu:

Tomasz Raczek - dziennikarz

wywiad z magazynu LGBT "Replika"

rozmawia Krzysztof Tomasik

Krzysztof Tomasik: Kiedy zrozumiałeś, że jesteś gejem?

Tomasz Raczek: W szkole średniej zorientowałem się, że coś co uważałem za fazę homofilną, a więc naturalny okres w czasie dojrzewania, gdy chłopcy wolą środowisko rówieśników i unikają dziewczyn, u mnie nie przechodzi; ciągle wolę towarzystwo chłopców, także w wymiarze intelektualnym. Nie widziałem dla siebie żadnej roli w świecie kobiet bo mnie on nudził. Podobało mi się za to wszystko, co było dowodem męskości, siły, zdecydowanego nie znającego ograniczeń działania. No i miało smak wolności, także w sferze obyczajowej. Podczas studiów zrozumiałem, że jest w tym również aspekt erotyczny.

- Jak wtedy o sobie mówiłeś? Nie było przecież słowa "gej".

- Nie pamiętam, pewnie homoseksualista. Na pewno nie "pedał" czy "OCENZUROWANO". Te określenia nigdy mnie specjalnie nie dotykały, np. jeśli ktoś powiedział "ty pedale"; nie czułem jednak potrzeby, żeby tak o sobie mówić. Słowo "pedał" nie jest ładnym słowem.

- A jak odbierałeś sztukę z wątkami homoerotycznymi? Dostrzegałeś je? Myślę np. o filmach Viscontiego, Pasoliniego...

- Tak, także w "Kabarecie" Boba Fosse'a, który obejrzałem trzy razy tego samego dnia, wychodząc i wchodząc ciągle do tego samego kina. Oczywiście zauważałem wątki homoerotyczne, sporo o nich pisałem, szczególnie w połowie lat 80., kiedy byłem krytykiem teatralnym "Polityki". Pamiętam swój tekst "Włochaci i piękni w burdelu" na temat sztuki Geneta "Parawany" w Teatrze Studio (reż. Jerzy Grzegorzewski), potem napisałem "Nie uciekaj Pinokio" o spektaklu Pier Paolo Pasoliniego "Affabulazione" w Starym Teatrze w Krakowie (reż. Krzysztof Babicki). Zresztą odszedłem z "Polityki" w związku z esejem "Zaraza w raju" o nowojorskich gejach w sztukach Larrego Kramera na Broadway'u (za to potem udało mi się opublikować wywiad z Larrym Kramerem, gdy byłem już naczelnym "Playboya").

- O AIDS?

- Między innymi. Tekstu nie pozwolono mi opublikować mówiąc, że jestem od pisania recenzji teatralnych z polskich sztuk, a nie esejów kulturowych o Ameryce. Z tego powodu zacząłem szukać innej gazety, w efekcie artykuł został wydrukowany w "Przeglądzie Tygodniowym". Pisałem też w "Kinie", na przykład o filmie "Moja piękna pralnia" Stephena Frearsa, którego premiery byłem świadkiem podczas Festiwalu w Edynburgu. Gdziekolwiek natknąłem się na tematykę gejowską, zawsze ją podejmowałem. Doceniał to Zygmunt Kałużyński, który powtarzał, że powinienem te teksty zebrać i wydać.
Nie unikałem tematyki homoseksualizmu, choć nie pisałem z pozycji homoseksualisty, lecz raczej życzliwego obserwatora. Wydawało mi się zresztą, że jest to optymalna sytuacja: dzięki temu miałem większą swobodę działania, mogłem napisać więcej. Myślę, że wtedy w PRL-u, rzeczywiście tak było. Natomiast dziś już tak nie jest: ma się tym więcej wolności, im więcej się o sobie powie.

- Na spotkaniu w KPH powiedziałeś, że w PRL-u można było napisać wszystko z wyjątkiem tego, że jest się gejem. Czy teraz już wiesz dlaczego? Co powodowało tę niemożność?

- Myślę, że brak zaplecza. Dziś jak mówisz: jestem gejem, to opowiadasz się za pewnym sposobem życia i pewnym światem, którego namiastkę już w Polsce mamy w postaci Kampanii Przeciw Homofobii, Fundacji Równości, Lambdy, iluś portali internetowych itd. Opowiadasz się za czymś co już jest. Mówisz: jestem częścią tego świata. A gdybyś w PRL-u to powiedział, to jakbyś się wystrzelił w kosmos.

- Obracałeś się wówczas także w kręgach stricte homoseksualnych?

- Raczej nie, przez wiele lat zniechęcał mnie do tego przykry zwyczaj nazywania siebie imionami żeńskimi, co niedawno przypomniał Michał Witkowski w "Lubiewie". Dostawałem białej gorączki, gdy dorośli faceci mówili do siebie per "Violetta", "Klaudia" czy "Petronela". Zwyczajnie mi się to nie podobało, nigdy do nikogo w ten sposób nie mówiłem. Dotyczy to zresztą wszelkich przezwisk, których nie "kupuję". Kwestia smaku.

- Czy wszyscy homoseksualiści tak robili? W PRL-u to była norma środowiskowa?

- Nie wiem, ale wydaje mi się że gdy geje spotykali się wyłącznie w swoim gronie często na tym się kończyło.

- Może to był jakiś sposób odreagowania, własny kod?

- Być może, jednak na mnie ten kod nie działał. Co innego, gdyby w ramach kodu przebierali się w skórzane kurtki i spodnie...

- Może takie skórzane środowiska też gdzieś były.

- Niestety chyba nie było (śmiech).

- A gdzie są twoi znajomi z tamtych lat? Dlaczego na różnych branżowych imprezach tak niewiele jest ludzi z pokolenia 50-latków i starszych?

- Moi znajomi z tamtych lat mają dzisiaj ledwie po czterdziestce i są znajomymi z TYCH lat: pobudowali się, dużo podróżują po świecie, prowadzą najczęściej ciekawe życie, ale z dala od środowiska. Nie wiem czy to jest ich wina, mam wrażenie że po prostu nie ma dla nich oferty. To przykre przeoczenie młodszych pokoleń: kulturalne życie gejów sprowadzono do klubów, a tam do występów drag queens i striptizu. To naprawdę niewiele! Żeby dojrzalsi geje, tacy z grupy 35+ czyli mojej, czuli się komfortowo jako członkowie społeczności LGBT, muszą wiedzieć, że są w niej mile widziani. Że są atrakcyjną częścią środowiska. Tymczasem w klubach ludzi taksuje się niezmiennie według dwóch kryteriów - młodości i atrakcyjności fizycznej. Niestety my geje ciągle jesteśmy na etapie ciała, nie głowy...

- Kilka numerów temu raport "Repliki" był poświęcony divom gejowskim. Czy twoja książka "Karuzela z Madonnami" to właśnie zestaw ulubionych div?

- W pewnym sensie ale nie dosłownie. Bardzo lubię divy, choć nie mam do nich stosunku bałwochwalczego. Moją ulubioną divą jest Mireille Mathieu, wiernie kibicuję też Shirley Bassey, a ze śpiewających aktorek podziwiam Lizę Minnelli, Zarah Leander i Marikę Rökk. Mam jednak wrażenie, że w tej wyjątkowej miłości gejów do div chodzi o coś innego - spełniają one rolę swego rodzaju emocji zastępczej. Im więcej ograniczeń odrzucam w moim publicznym wizerunku tym mniej potrzebne mi są divy do wyrażania tego co czuję.

- A jaki jest twój problem z lesbijkami? Jak to się stało, że na 57 kobiet w "Karuzeli.." nie ma ani jednej?

- Naprawdę? Nie wiem dlaczego tak się stało, bardzo lubię lesbijki. A jaka by mogła być?

- Nie wiem, choćby Dusty Springfield.

- Hmmm... nie moja epoka, chyba wolałbym coś napisać o Ellen DeGeneres, jest mi bliższa.

- Miałeś okazję poznać homoseksualistów, którzy dziś już są postaciami historycznymi, np. Jerzego Andrzejewskiego. W "Karuzeli z herosami" napisałeś, że wasze spotkanie to historia na zupełnie inną opowieść niż wywiad, który się ukazał.

- To było jesienią 1981 roku. Tuż przed stanem wojennym robiłem wywiad z autorem "Popiołu i diamentu" dla katolickiego tygodnika "Za i przeciw". Rozmowa dotyczyła głównie kwestii patriotycznych ale Andrzejewski próbował skierować moje myślenie na sprawy gejowskie. Miałem 24 lata a on poił mnie nalewką i opowiadał z przejęciem o swojej platonicznej miłości do Michała Bajora, który grał wtedy w filmie "W biały dzień" w reż. Edwarda Żebrowskiego; był pod wielkim wrażeniem jego chłopięcości. Opowiadał o "Marysi" Dąbrowskiej jaka to była wspaniała lesbijka, pomstował na zakłamany świat, który zmuszał ją do ukrywania się, a potem też zakłamywania tego w biografiach. Mówił o Krzysztofie Kamilu Baczyńskim, który był jego wielką fascynacją, wybuchał nienawiścią do jego żony Basi, zarzucał jej że w czasie powstania nie ukryła go pod podłogą, żeby go ocalić a przecież taki geniusz rodzi się raz na kilka pokoleń. To było spotkanie jak na tamte czasy wyjątkowo otwarte, mówienie o tych wszystkich sławnych ludziach w kategoriach homoseksualnego zauroczenia wydawało się w tym całym zamieszaniu tuż przed stanem wojennym czymś... abstrakcyjnym. Oczywiście znałem plotki na temat samego Andrzejewskiego (który był dwukrotnie żonaty i miał dzieci): mówiło się, że "lubi chłopców". Dzisiaj mam wrażenie, że Andrzejewski próbował zmienić temat rozmowy i przekształcić ją w opowieść o artystach przeklętych z powodu niemożności zrealizowania homoseksualnej tożsamości. To była właściwie jedyna kwestia, która go interesowała.

- A Jerzy Waldorff?

- Waldorff to zupełnie inna historia, bo on żył w długoletnim związku, chociaż w towarzystwie swojego partnera oficjalnie się nie pokazywał. Gdy robiłem dla telewizji wywiad z Waldorffem u niego w domu, pan Miecio siedział w kuchni i nie wolno mu było stamtąd wychodzić.

- Czyli nie mogłeś nawet poznać Mieczysława Jankowskiego?

- To było zdumiewające, bo z jednej strony byli razem ponad pół wieku i właściwie o tym się wiedziało, a z drugiej - on był całkowicie w cieniu. Nawet w Operze nie stawali obok siebie, tylko pan Miecio gdzieś krążył, a Waldorff rozmawiał z kolejnymi prominentnymi osobami.

Czy pamiętasz moment, kiedy zrozumiałeś, że posiadasz tożsamość gejowską?

- Ja chyba zawsze czułem, że jestem gejem. Tylko inicjację seksualną miałem bardzo późno. Zresztą zaczynałem z kobietami, trochę z rozpędu, bez przekonania, nie z mojej inicjatywy. Dopiero na drugim roku studiów przeżyłem seks z mężczyzną, który od razu okazał się dla mnie satysfakcjonujący, chociaż anonimowy, przypadkowy i niepołączony z miłością. Uważam, że to cudowne móc iść do łóżka z człowiekiem, którego się kocha, ale żeby pójść z kimś do łóżka niekoniecznie trzeba kochać. Mój Marcin się z tym nie zgadza.

- A co zmieniło się w twoim podejściu do mówienia o swoim homoseksualizmie?

- Dawniej nie chciałem, by to że jestem gejem miało w jakikolwiek sposób wpływać na moje życie. Myślałem sobie: dobrze, jestem gejem, to jest kwestia mojego popędu seksualnego, natomiast nie ma to nic wspólnego z moim wizerunkiem publicznym, moją pracą, bo co to kogo obchodzi? Prywatnie nie ukrywałem, że jestem gejem, ale też nigdy tego nie podkreślałem. Pamiętam rozmowę w klubie gejowskim w Londynie, gdy miałem 23 lata. Tam, jak to w klubie, ktoś podszedł, postawił drinka i zaczęliśmy rozmawiać. To był Anglik, zapytał skąd jestem a gdy się dowiedział, natychmiast zasypał mnie pytaniami: jak żyją geje w Polsce? czy walczymy o swoje prawa? jakie są organizacje? dlaczego godzimy się na to, żeby nie mieć tego czy tamtego? Odpowiedziałem mu, że przecież możemy normalnie żyć, nikt nas nie wsadza do więzień, więc o co chodzi, czy to mało?
Dzisiaj myślę inaczej. Zrozumiałem, że to co mi się wydawało łatwą do naśladowania normą i zwyczajną codziennością to tylko pozór. Sam sobie wmawiałem, że bycie gejem nie wpływa na sposób myślenia. Myliłem się. Dostrzegłem coś oczywistego: bycie gejem radykalnie wpływa na sposób postrzegania świata właściwie we wszystkich płaszczyznach życia i myślenia. To się łączy z innym stosunkiem do instytucji rodziny i tradycji, która z reguły jest niesprzyjająca gejom. Z koniecznością wykreowania siebie na silną osobowość, ponieważ słaby gej właściwie nie ma szans na zrealizowanie swojej tożsamości. Żeby mieć udane, spełnione życie gej musi włożyć w nie dużo więcej wysiłku niż heteroseksualista. Musi być twardszy, bardziej samodzielny, samowystarczalny i świadomy zarówno swoich celów, jak i swoich interesów: po to, żeby mógł przetrwać jako gej! W przeciwnym razie grozi mu życie połowiczne w różnego rodzaju formach przetrwalnikowych, kokonach - w niespełnieniu, w stanie emocjonalnego niedorozwinięcia.

- Kiedy zacząłeś myśleć o coming oucie?

- Od kilku lat odczuwałem narastającą dysproporcję między tym co czuję i jak postrzegam świat, a tym jak świat postrzega mnie. Zorientowałem się, że zaczynam być dla wielu młodych ludzi autorytetem, bo moje teksty pojawiły się w podręcznikach szkolnych do języka polskiego poza tym raz po raz ktoś oświadczał, że "wychował się" na moich rozmowach z Zygmuntem Kałużyńskim, na "Perłach z lamusa". Nawet zakładając, że część z tych oświadczeń to były tylko komplementy, musiałem przyznać, że znalazłem się w nieoczekiwanej sytuacji. Wpadło mi wtedy do głowy: ciekawe, co pomyśleliby oni wszyscy, gdyby wiedzieli, że jestem gejem? Czy zmieniliby o mnie zdanie? Wytworzyła się swoista schizofrenia: mój wizerunek publiczny zaczął się wyraźnie oddalać od wizerunku w moich własnych oczach. Po to, żeby wrócić do równowagi, swoje myśli oprzeć na niepomniejszonym fundamencie i móc dalej pracować, pisać, występować publicznie musiałem połączyć te postacie w jedną, za to trójwymiarową. Właśnie dlatego szukałem pretekstu, żeby zrobić coming out w sposób spektakularny, uroczysty i na moich warunkach. Kiedy "Berek" został ukończony, a Marcin Szczygielski poprosił mnie, abym napisał do niego wstęp, pomyślałem, że to jest właśnie ta uroczysta chwila, która świetnie nadaje się do zrealizowania planu. I odbył się coming-out. Z hukiem, jak trzeba. Bo, żeby poczuć się całkowicie wolnym huk też jest potrzebny. Huk przekłutego balona.




Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
seat
Maniak
Maniak


Dołączył: 18 Paź 2010
Posty: 923
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:43, 03 Lis 2010    Temat postu:

Michał Piróg - tancerz, choreograf

wywiad z magazynu LGBT "Replika"

rozmawia Mariusz Kurc

- Tabloidy z uporem tropiły Twój rzekomy związek z Edytą Herbuś, aż w końcu 11 października 2007 r. powiedziałeś dla "Super Expressu": "Jestem gejem. Śmieszą mnie teksty, że Edyta jest teraz moją dziewczyną. Wciąż mówią i piszą o mnie, co chcą. Całe szczęście, że przypisuje mi się związek z osobą, która lubię". Ten coming out to była przemyślana decyzja czy rzucona spontanicznie deklaracja?

- Na pewno "Super Express" nie był gazetą, której to właśnie chciałem powiedzieć coś o sobie. Faktycznie oni napisali to pierwsi. Wyszło, jak wyszło. Miałem już dość nieustannego przypisywania mi romansu z Edytą. Na przykład dzwonili i mówili: "Mamy Pana zdjęcie, jak się Pan całuje z Edytą Herbuś". No i co z tego? To moja dobra koleżanka, całuję się z nią na przykład na przywitanie czy pożegnanie.

- Wielu znanym osobom ukrywającym homoseksualizm chyba byłoby bardzo na rękę, gdyby brukowce lansowały ich jako heretyków, tymczasem Ty powiedziałeś: basta!

- Nie ma nic złego w tym, że jestem gejem, więc czemu mam się ukrywać? Byłem jakiś czas w Stanach i tam żyłem ze swoim facetem swobodnie i czułem się świetnie. Uświadomiło mi to, że nie ma ważniejszej rzeczy od tego, żeby być sobą. Nie wyobrażam sobie, żebym w Polsce mógł się zachowywać inaczej. Postanowiłem, że już nigdy nie chcę się ukrywać z niczym i przed nikim. Tym bardziej, że miałem już za sobą doświadczenie 5-letniego związku, który był tajemnicą.

- Z kim?

- Nie będę go autować, jak będzie chciał, sam to powie.

- Co się stało po artykule w "Super Expressie"?

- Nic specjalnego. Nie odebrałem masy telefonów - ani z gratulacjami, ani z groźbami. Nikogo nie zaskoczyłem, i rodzina, i przyjaciele wiedzieli od dawna. Parę nieznajomych osób podeszło na ulicy, powiedziało coś w stylu: "Fajnie, że się ujawniłeś". Miło. Zdarzył się jeden drobny incydent. Byłem na zakupach z bratem i jakiś facet przechodząc koło mnie syknął "OCENZUROWANO pedał". Ale nie robi to na mnie wrażenia. Gość nie może znieść gejów - to jego problem.

- Łatwo zaakceptowałeś siebie jako geja?

- Jak byłem nastolatkiem, to po prostu robiłem to, co robią inni. Wszyscy chodzili do kościoła i na religię, to ja też. Wszyscy mieli albo chcieli mieć dziewczyny, to ja też miałem. Teraz jestem ateistą i gejem.
Jak miałem - ja wiem? - jakieś 12 lat, kupowałem wszystko jak leci. Kolorowe gazety i twarze gwiazd na okładkach płyt mówiły do mnie "weź mnie, weź mnie"
Pewnego razu zupełnie przez przypadek kupiłem gejowskie porno pisemko. Sam dokładnie nie pamiętam... to był "Men" albo "Nowy Men". Jak mi się to udało? Zakupiłem wszystkie "krzyczące" do mnie gazety i w tej stercie znajdowała się również gazetka z wołającym do mnie facetem. Pani w Empiku jakoś ją przeoczyła. W każdym razie jak wróciłem do domu i zajrzałem do środka, byłem w szoku - ja przecież chciałem zupełnie inną gazetę. Po latach jednak stwierdziłem, że zakup tego pisemka to był bardzo trafny wybór. Parę lat później zauważyłem, że bardziej od mojej dziewczyny podoba mi się chłopak koleżanki. Jeszcze myślałem, że może sprawa dotyczy tylko jego, potem odkryłem, że innych chłopaków również. Chociaż głębokie związki emocjonalne mogę mieć oczywiście z obiema płciami. Jestem w stanie nawet zakochać się w dziewczynie. Na początku to idzie jak z płatka. Żre, żre, żre...ale jak przychodzi wiadomo do czego - klaaapa. Seksualnie podobają mi się tylko faceci.

- Rodzina miała jakiś problem z Twoim gejostwem?

- Pochodzę z Kielc, z żydowskiej rodziny, w której wszyscy wiedzieli doskonale, co znaczą uprzedzenia, dyskryminacja itd. Borykali się z realnymi zagrożeniami, mieli doświadczenia z ukrywania żydowskiej tożsamości, gdy alternatywą było przymusowe opuszczenie Polski. Sam homoseksualizm nie był dla nich problemem, co najwyżej martwili się o reakcje mojego otoczenia, o brak akceptacji.
Gdy miałem 17 lat, mama zapytała, czy wolę chłopców, czy dziewczynki. Odpowiedziałem, że chłopców i nie chciałem się dłużej nad tą kwestią rozwodzić. Mama narzekała, że nie można ze mną normalnie porozmawiać. Ustaliliśmy tylko, że tacie na razie nie będziemy mówić, ale to też okazało się przesadą. Pewnego dnia, gdzieś w czasach licealnych, przyszedłem do domu z moim chłopakiem, a tata: "Co, chłopaki, na dziewczynki się nie wybieracie?" a po chwili konsternacji: "Spokojnie, jaja sobie robię!".
Jak miałem 7 lat, ciocia ponoć powiedziała mojej mamie: "Zobaczysz, że on będzie gejem". Jak pojechałem do niej do Francji i przedstawiłem swojego chłopaka jako "kolegę", ciocia nie zmieszana powiedziała: "Przygotowałam Wam sypialnię na górze".

- Czyli wszystko poszło dość gładko.

- Tak. Przy takiej rodzinie nigdy nie miałem poczucia, że homoseksualizm jest czymś niemoralnym, złym. A więc nie ma czego się wstydzić. Gdy dzięki programowi "You can dance - Po prostu tańcz" stawałem się popularny i rozpoznawalny, wiedziałem, że wcześniej czy później publicznie się wyautuję. Nie chciałbym dać się zapędzić w kozi róg, jak wielu znanych facetów, którzy ukrywali swoje gejostwo. Publicznie celowo pokazywali się z "narzeczonymi" - to naprawdę mnie osłabia - a teraz nie wiedzą, jak mieliby to wszystko odkręcić. O mnie wiadomo już na starcie, że jestem gejem. Żadnemu facetowi nie postawiłbym ultimatum typu: możemy być razem, ale nikt czy prawie nikt nie może o tym wiedzieć. Nie mam też dylematów: czy stracę fanów/fanki, czy nie. Albo mnie kupują takim, jakim jestem, albo nie.

- Dlaczego tak mało popularnych postaci, które są homoseksualne, mówi o tym publicznie?

- Ze strachu, który ma wielkie oczy. Wielu polskich gejów, i tych znanych postaci i tych zwykłych, anonimowych, żyje w stworzonych przez siebie gettach. Bardzo starannie dobierają grono przyjaciół, którzy wiedzą i szczelnie oddzielają się od reszty świata, która nie wie. Sami spychają się na margines, sami traktują swój homoseksualizm jak temat tabu. Myślenie, że jak nie powiem, będę bezpieczniejszy to bzdura. Ta izolacja powoduje, że świat zewnętrzny wydaje im się dużo straszniejszy, niż jest w istocie. A rzeczywistość jest taka, jaką ją sobie sami stworzymy.

- Niektórzy wychodzą do świata zewnętrznego np. podczas Parad Równości.

- Parady powinny moim zdaniem być bardziej polityczne. Może to fajne, że można wyjść na ulicę, zabawić się, poczuć swobodnie, ale ja nie chcę, by to było możliwe jeden dzień w roku, tylko 365 dni. Znajomi, którzy poszli na zeszłoroczną Paradę, mówili mi, że poczuli się europejsko. Ja poczuję się w Warszawie europejsko, jak pary homo będą chodziły po ulicach za rękę i nawet nie będą zauważane. Działania typu coming out Tomasza Raczka bardzo mnie cieszą - znana i szanowana od lat postać oświadcza, że jest gejem - to może zmienić nastawienie wielu ludzi.
Mam również poczucie, że mentalność wielu gejów musi się zmienić, byśmy poczuli się jak u siebie. Dlatego zgodziłem się na wywiad dla "Repliki" - pisma czytanego przede wszystkim przez gejów i lesbijki. W innych okolicznościach może nie byłbym taki otwarty.

- Masz swój pomysł na życie po tańcu?

- Tak, właściwie już go realizuję - robię choreografię, reżyseruję. W tej chwili przygotowuję trzy spektakle. Pierwszy opowiada o nietolerancji, ale z pewnymi "przekrętami". Lubię zdobyć widza, a potem zaraz "dać mu w pysk" - zaskoczyć czymś i zmusić do myślenia. Drugi spektakl to dziewięć różnych historii miłosnych, poprzez które zadaję pytanie: dlaczego ludzie uciekają od niektórych związków lub dlaczego boją się w ogóle w nie wchodzić...

- Będą wątki...

- ... gejowskie? Oczywiście! Ten spektakl jest w pewnej mierze autobiograficzny.

- A trzeci projekt?

- Trzeci szykuję na czerwcowy Festiwal Teatru Tańca Współczesnego. Jego bohaterami będą m.in. osoba niepełnosprawna i prostytutka. Interesuje mnie wątek poszukiwania szczęścia i siły do życia wbrew ułomnościom czy uprzedzeniom.

- W MTV dawałeś lekcje tańca do m.in. "Hung Up" Madonny. Lubisz Madonnę, ikonę gejów?

- Uwielbiam! Za to, że jest skandalistką i za to, że ciągle eksperymentuje, prowokuje, poszukuje, zbija z tropu. Czasami zdarza mi się ją zdradzić np. dla Maxwella, D'Angelo czy Erykah Badu, ale Madonnę będę lubił nawet jak nagra słabszą płytę. Jestem jej wierny od lat, odkąd pamiętam. Pierwszy mój układ choreograficzny to była kopia kroków chłopca tańczącego z Madonną w "Blond Ambition Tour" do piosenki "Open your heart". Byłem 11-letnim fanem, miałem nawet niezłą teorię na temat mojego "związku" z Madonną. Przeczytałem w jakimś artykule, że ona miała w 1979 roku aborcję. Pomyślałem: a może jednak nie miała? To znaczy: zaszła w ciążę, ale jej nie usunęła? A jeśli tak, to właśnie ja mogę być synkiem Madonny! Daty się zgadzały.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
seat
Maniak
Maniak


Dołączył: 18 Paź 2010
Posty: 923
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:15, 03 Lis 2010    Temat postu:

Robert Biedroń - pomysłodawca, założyciel i prezes Kampanii Przeciw Homofobii, polityk, dziennikarz, społecznik

wywiad z magazynu LGBT "Replika"

rozmawia Mariusz Kurc

Książkowy homo-boom: Tęczowy Elementarz
Rozmowa z Robertem Biedroniem


Przynajmniej od dwóch lat wiadomo, że jeśli w Polsce dzieje się coś ciekawego w temacie gejowsko-lesbijskim to przede wszystkim na rynku książkowym. Mamy do czynienia z sytuacją wcześniej niespotykaną: w ciągu miesiąca ukazało się pięć książek niezmiernie ważnych dla środowiska LGBT. Ważnych nie tylko z powodu swojej różnorodności, ale także zwracających uwagę na istnienie gejów i lesbijek jako społeczności. Dlatego właśnie tym razem postanowiliśmy nie ograniczać się jedynie do napisania recenzji, ale także zaprezentować samych autorów i porozmawiać z nimi, nie tylko na temat książek.

- Piszesz w "Tęczowym elementarzu", że spośród wszystkich coming outów w życiu geja/lesbijki najważniejszy jest ten, którego dokonujemy sami przed sobą. Jak przeszedłeś swój własny "wewnętrzny" coming out?

- Wychowywałem się w podkarpackim miasteczku. Nie jest to, jak się domyślasz, miejsce, w którym gej mógłby bezstresowo przeżyć dojrzewanie. Gdy zauważyłem, że kręcą mnie faceci, zacząłem szukać informacji o homoseksualności we wszelkich książkach, które były dostępne w krośnieńskiej bibliotece. Z tych naukowych i medycznych dowiedziałem się, że jestem zboczeńcem i powinienem się leczyć. Ale żeby się leczyć, musiałbym powiedzieć lekarzowi, że jestem homoseksualistą - to było wtedy ponad moje siły. Czułem się jak UFO, ktoś kompletnie niepotrzebny społeczeństwu. Postanowiłem jednak zostać sam na sam z moim "zboczeniem".

- Kiedy się przełamałeś?

- Gdy zakochałem się w koledze z klasy. Nie wyznałem mu tego, tylko... pokazałem. Nie wchodźmy jednak w szczegóły. On w każdym razie kilka dni chodził zszokowany, a potem zaczął ze mną rozmawiać, a nasza przyjaźń stała się nawet jeszcze bardziej dojrzała. W końcu mieliśmy teraz wielki sekret. Przyjaciel okazał się jednak hetero, więc z miłości nici.

- Miało to dla Ciebie duże znaczenie, że Cię nie odtrącił?

- Byłem nieszczęśliwie zakochanym piętnastoletnim gejem! Płakałam, szlochałam, darłam jego zdjęcia, potem sklejałam od nowa, miotałam się... Aż udałem się do psycholożki.

- To już byłeś dość odważny...

- Szukałem pomocy. Chciałem poradzić sobie z nieszczęśliwą miłością, a nie z homoseksualnością. Byłem załamany. A ta głupia psycholożka, która oczywiście skoncentrowała się na "leczeniu", rozczarowała mnie. Ale i zezłościła, zasiała chyba też ziarno buntu. Na szczęście niedługo potem pojechałem na wycieczkę do Berlina, gdzie zakochałem się po raz drugi.

- Szczęśliwie tym razem?

- Szczęśliwie tylko przez chwilę, Thomas wkrótce mnie porzucił. Ale przeżyłem pierwsze wspaniałe seksualne uniesienia, których pewnie nigdy nie zapomnę. Berliński świat Thomasa, który żył w gejowskiej komunie i nie miał żadnych problemów z akceptacją swojej homoseksualności, bardzo mnie podbudował i ośmielił. Zacząłem czytać polskie czasopisma gejowskie, a niebawem - również pisać do nich. Niektóre moje teksty ukazały się drukiem i byłem z tego strasznie dumny. A w internacie na ścianie powiesiłem sobie erotyczne zdjęcia facetów.

- Żartujesz?! Jak kumple z internatu zareagowali?

- Nigdy żaden nie powiedział mi ani słowa. Czyli totalne tabu, ale też zero prześladowania.

- A kiedy obudził się w Tobie zew działacza?

- Na studiach w Olsztynie. W Lamboli założyliśmy na przykład gejowsko-lesbijski telefon zaufania. Wszyscy się bali iść do lokalnych mediów i poprosić, by zamieścili o tym informacje. Ja poszedłem i okazało się, że nie ma problemu. Wszystko szło mi niespodziewanie łatwo i dodawało skrzydeł. Byłem też zdziwiony, że nikt nie ma tyle śmiałości w mówieniu o swojej homoseksualności, co ja. Wtedy zacząłem też działać w młodzieżówce SdRP i początki były naprawdę różowe. Na kongresie założycielskim SLD wniosłem postulat, by w nowym statucie znalazł się zapis o równym statusie i zakazie dyskryminacji. I to przeszło! 7-8 lat temu był w Polsce lepszy klimat dla sprawy LGBT niż teraz...

- Tu już dochodzimy do powstania Kampanii Przeciw Homofobii sześć lat temu?

- Prawie... Po studiach przyjechałem do Warszawy - do tego wyśnionego przeze mnie raju gejowskiego. Okazało się, że wcale nie jest dużo lepiej niż w Olsztynie. Lambda Warszawa skupiała się na działalności pomocowej skierowanej do samych gejów i lesbijek, ja chciałem zwrócić się do całego społeczeństwa - i tak m.in. z Jackiem Kochanowskim, Bartkiem Żurawieckim, Sławkiem Królakiem i Martą Abramowicz założyliśmy KPH.

- Teraz wydajesz "Tęczowy elementarz" czyli zbiór kilkudziesięciu prostych, podstawowych pytań i odpowiedzi na tematy związane z byciem gejem/lesbijką w Polsce. Skąd ten pomysł?

- Przez lata mojej działalności spotkałem się z bardzo wieloma pytaniami. Poziom niewiedzy na temat gejów i lesbijek jest u nas zastraszający. Z drugiej strony - pojawia się coraz więcej książek nie traktujących homoseksualności jak choroby. Jednak one wydają mi się niestrawne, zbyt trudne dla tzw. zwykłego czytelnika, czyli np. dla piętnastolatki, która odkrywa, że jest lesbijką, albo dla kogoś takiego, jak moi rodzice, którzy musieli wiele zrozumieć, zanim zaakceptowali homoseksualnego syna. Jeśli odkrycie homoseksualnej orientacji będzie dla kogoś dzięki "Tęczowemu elementarzowi" łatwiejsze - książka spełni swoje zadania. Poza tym, chciałem dać odpór tej homofobicznej propagandzie, która miała miejsce na niespotykaną wcześniej skalę za rządów PiSu.

- Tytuł sugeruje wartość edukacyjną.

- Marzę o tym, by ten elementarz był wykorzystywany w szkołach. Powinien znaleźć się w każdej szkolnej bibliotece... Oczywiście, nie łudzę się, że po homofobicznych rządach Giertycha teraz nagle zaświeci w oświacie antyhomofobiczne słoneczko. Ale zamierzam ubiegać się o status lektury zalecanej w szkołach. Nie chcę, żeby ktokolwiek w przyszłości przechodził przez piekło homofobii, jakie spotyka nas, gejów i lesbijki.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Erika
Administrator
Administrator


Dołączył: 09 Lis 2010
Posty: 1310
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dolny Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 0:43, 21 Gru 2010    Temat postu:

Michał Głowiński - językoznawca, teoretyk literatury, pisarz, profesor Instytutu Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk.

wywiad z magazynu LGBT "Replika"

Rozmawiał: Mariusz Kurc

Rozmowa z profesorem Michałem Głowińskim

W wydanych niedawno autobiograficznych „Kręgach obcości” po raz pierwszy pisze Pan o swym homoseksualizmie. Jakich reakcji spodziewał się Pan na ten coming out?

Brałem pod uwagę ryzyko, że zostanę przez kogoś odrzucony, co się nie stało. To jest dla mnie bardzo pocieszające. Wysłałem książkę prawie setce bliższych i dalszych znajomych. Reakcje były pozytywne. W środowisku naukowym, w którym się obracam, mój homoseksualizm był tajemnicą poliszynela. Nie mówiłem o tym, ale też nie udawałem kogoś, kim nie jestem - nie założyłem rodziny, nie uwodziłem dam. Myślę, że zostałem rozszyfrowany. Czasem spotykałem się z docinkami. Prawdopodobnie byłem przedmiotem plotek nawet, kiedy ukrywałem moją orientację przed absolutnie wszystkimi. Teraz mój homoseksualizm jest przyjmowany w sposób naturalny. Dostałem nawet kilka przyjaznych listów od nieznajomych osób. Miałem dobry odzew w „Tygodniku Powszechnym”, w „Dzienniku. Gazecie Prawnej”. Mile mnie zaskoczyło, że "Kręgi obcości" dostrzegły portale gejowskie, a teraz siedzę i udzielam wywiadu „Replice”. Generalnie bardzo jestem z przyjęcia mojej książki kontent.
Ujawnienie orientacji traktuję w kategoriach uczciwości wobec czytelnika. Myśląc o autobiografii zdałem sobie sprawę, że powinienem się ujawnić, albo nie pisać jej w ogóle. Nie interesowało mnie takie lawirowanie jak Lechonia, który w dziennikach pisał o „ukochanej osobie”, żeby nie było wiadomo, że chodzi o mężczyznę. Autobiografia, w której jedna z najważniejszych spraw w życiu jest zafałszowana, nie ma wartości. Może być pięknie napisana, ale jest jednak bezwartościowa. W najbliższym "Kwartalniku Artystycznym" ogłoszę opowiadanie z wątkiem gejowskim napisane przed kilkunastu laty. Nosi tytuł "I ja miałem stracone noce".

Błażej Warkocki w tekście dla Krytyki Politycznej stwierdził, że gdyby nie ruch gejów/lesbijek – manifestacje, debaty, polityczne przepychanki, coming outy – "Kręgów obcości” w tej postaci by nie było. „Być może to właśnie ta książka najlepiej podsumowuje 20 lat emancypacji w Polsce” - napisał.

W pełni się z nim zgadzam! Niewątpliwie emancypacja gejów i lesbijek przyczyniła się do mojego ujawnienia. Przez ostatnie lata całkowicie zmieniła się optyka. Wiele osób mówi mi, że napisałem odważną książkę. Gdzie tam! Ona jest po prostu autentyczna. Geje i lesbijki coraz mniej wstydzą się siebie. W pewnej mierze jest to zasługa ludzi o nastawieniu homofobicznym – Giertycha, Wierzejskiego, Korwin-Mikkego, Sowińskiej czy Cejrowskiego. Widząc ich skrajną homofobię człowiek myśli - ja nie chcę być wśród takich bigotów, takich nienawistników!

Spośród trzech „kręgów obcości” – klaustrofobii, żydowskiego pochodzenia i homoseksualizmu – o tym ostatnim było Panu najtrudniej pisać. Dlaczego?

Najtrudniej, bo po raz pierwszy. Klaustrofobię starałem się ukrywać w PRL-u - bałem się, że jeśli by mnie zamknęli choćby na krótko, to po mnie, bo ja po pól godzinie w zamknięciu rozkładam się psychicznie. Z tego względu obawiałem się mocniej angażować w działalność opozycyjną, mimo że byłem antykomunistą od 1956 roku i nigdy nie należałem do PZPR ani do żadnej innej partii. Gdy w wolnej Polsce przestałem odczuwać zagrożenie, zacząłem o klaustrofobii mówić. Wtedy też, po 1989 roku napisałem po raz pierwszy o mym żydowskim pochodzeniu. Mam traumatyczne wojenne przeżycia – jako dziecko byłem w getcie warszawskim, potem ukrywałem się po aryjskiej stronie. Bardzo silnie przeżyłem antysemicką nagonkę 1968 roku. Żydowski coming out również nie był łatwy.

Być homoseksualistą w PRL-u – co to oznaczało?

Hak w życiorysie. Potencjalny powód do szantażu. Myślę, że to środowisko było mocno spenetrowane przez ubecję. Ale mnie nie szantażowano. Niespecjalnie było czym – żyłem samotnie poza tak zwanym środowiskiem. Słyszałem anegdotę – nie wiem, czy prawdziwą – o Pawle Hertzu, o którym „wszyscy wiedzieli”. Gdy chciano go szantażować, powiedział: „Ależ proszę, możecie sobie to ogłosić w „Trybunie Ludu”! Hertz nie miał jednak żony i dzieci, jak wielu ówczesnych homoseksualistów, dla których przymusowe publiczne ujawnienie byłoby końcem świata.

Nie można mówic o PRL-u jako o całości. W PRL-u byli homoseksualiści, którzy funkcjonowali niemal zupełnie jawnie. Na przykład Zygmunt Mycielski, pisarz, Prezes Związku Kompozytorów Polskich, redaktor naczelny dwutygodnika „Ruch Muzyczny”. Wybitna osobowość. O ile wiem, nie spotkał się z odrzuceniem. Swoją drogą, ciekawe, jak funkcjonowali homoseksualiści – dygnitarze partyjni…

Jak Pan funkcjonował?

Homofobia na długie lata skazała mnie na życie w pancerzu. Ukrywanie homoseksualizmu traktowałem jak oczywistość. Co ciekawe – i smutne – uwewnętrzniłem argumentację przeciwników, czyli homofobów. Wiedziałem doskonale, że moja orientacja nie zależy ode mnie i że się z niej nijak nie „wyleczę”, jednak przyjąłem ją jako coś niedobrego i wstydliwego.

PRL ewoluował. Za stalinizmu, gdy dorastałem, homoseksualizm traktowano jak zdegenerowanie moralności burżuazyjnej. Potem przyszła odwilż i właściwie nic się o homoseksualizmie nie mówiło. Prześladowań nie było, była natomiast homofobia potoczna, która stanowiła element powszechnej świadomości. Dziś można jeszcze wyróżnić homofobię ideologiczną znaną nam ze świata polityki. Wtedy nikomu nie przychodziło do głowy wprowadzać kwestię homoseksualizmu do polityki, funkcjonowała tylko ta pierwsza. To była bezrefleksyjna pogarda, drobne afronty, śmichy-chichy. Byłem zaprzyjaźniony z pewną uczoną - straszną homofobką. Dla niej – harcerki, bojowniczki AK, patriotki-tradycjonalistki – homofobia była czymś naturalnym. Inna znajoma zagadnęła mnie kiedyś w towarzystwie: „A pan, panie Michale, co pan taki bezpłciowy?” Siedzący obok Roman Zimand, który nie miał wątpliwości, jakie może być źródło mojej „bezpłciowości”, uratował mnie mówiąc ostro: „Przestań, idiotko!” Byłem mu wdzięczny.

Obracał się Pan w świecie ludzi czytających książki, w wielu homoseksualizm się pojawiał.

Tak, w literaturze temat wypływał. Wydano w Polsce Prousta, Gide’a, Tomasza Manna – bez analizy problematyki homoseksualnej ta wielka literatura praktycznie nie istnieje. Jerzy Domagalski napisał w 1995 r. ciekawą pracę „Proust w literaturze polskiej do roku 1945” o tym, jak wątki gejowskie pod wpływem Prousta przenikały u nas na przykład do twórczości Iwaszkiewicza. A Iwaszkiewicz bez tych wątków byłby właściwie niezrozumiały. Widać to np. w jego opowiadaniu z końca lat 30. pt. „Nauczyciel”, którego tłem jest wojna bolszewicka. Gdy w 1955 r. przygotowywano zbiór opowiadań Iwaszkiewicza, powiedziałem pewnej partyjnej krytyczce literackiej: „Szkoda, że w tomie nie będzie „Nauczyciela”. Odpowiedziała: „My opowiadań o pederastach nie drukujemy”.

Bardzo profesjonalnie, można powiedzieć.

Normalka. Dziś się tę tematykę już problematyzuje, mamy prace dotyczące mowy nienawiści, homofobicznych obelg, wtedy to było codziennością. Mnie słowo "pedał" zawsze raziło.

Iwaszkiewicz w wydawanej twórczości literackiej kamuflował homoseksualizm, wprost pisał o nim w „Dziennikach”, które wychodzą dopiero teraz.

Gratulowałem niedawno jego córce, pani Marii Iwaszkiewicz, że zgodziła się na publikację „Dzienników” bez cięć, a więc z historią uczucia Iwaszkiewicza do jego ukochanego Jurka. Dzięki temu mamy najpiękniejszą polską prozę miłosną od lat!

W 1963 r., gdy miał Pan 29 lat, przeżył Pan na stypendium w Paryżu pierwszy romans.

Tak. I to z szalenie przystojnym mężczyzną. A przy okazji poznałem wtedy Gombrowicza, który oczywiście był gejem, ale bałem się z nim o tym rozmawiać. Gdy spotkaliśmy się po uprzedniej rozmowie telefonicznej, rzekł: „Od razu miałem do Pana sympatię, bo głos Panu drżał, a jak się rozmawia z wielkim pisarzem, to młodemu człowiekowi głos powinien drżeć”. Na to mu zasunąłem: „Czułem się, jakbym dzwonił do Mickiewicza”.

Romans, spotkanie z Gombrowiczem, a po powrocie do Polski…

…z powrotem w pancerz, na kolejne lata.

W końcu lat 60. zaczęła się na Zachodzie emancypacja gejów i lesbijek. Jej echa docierały do Polski?

To był raczej mysi pisk z podziemi. Trochę bardziej słyszeliśmy echa ogólnej rewolucji seksualnej 1968 r. Pamiętam na przykład obiektywną relację z nowojorskiej parady gejowskiej w warszawskim tygodniku „Kultura” w latach 70. I jeszcze ankietę dla mężczyzn w jednej z gazet pod hasłem: „co byś zrobił, gdybyś się dowiedział, że twój syn jest homoseksualistą?”. Wśród różnych odpowiedzi w stylu „musiałbym się przyzwyczaić” była też: „zabiłbym”.

Rok akademicki 1973/74 spędził Pan w Amsterdamie. To musiała być zmiana klimatu!

Kupiłem sobie francuski przewodnik po Holandii. Zaskoczył mnie rozdział „Pour les homosexuels” z listą klubów gejowskich, adresami. Do żadnego nie poszedłem. To już moja indywidualna głupota. Pancerz.

A w Warszawie?

Przyjaźniłem się tylko z jedną parą gejów, którzy, jak mi się zdaje - żyłem całkowicie poza światkiem homoseksualnym - byli w centrum środowiska. Urządzali różne imprezy, również erotyczne, w których nigdy nie brałem udziału.

Nie żałuje Pan, że żył Pan poza „obiegiem”?

Pewnie, że żałuję. Choć może ten świat nie był aż tak ciekawy.

Nie czułem się swobodnie. Mieszkałem ciągle z rodzicami w Pruszkowie, potem w Warszawie. Własne mieszkanie – to, w którym rozmawiamy – mam od 1976 r. Zagłuszałem w sobie potrzeby seksualne, uciekałem w pracę, która sprawiała mi prawdziwą przyjemność. Ale oczywiście, to był okres pustki, samotności, zaprzepaszczone lata. Jak paraliż. A podwójnego życia nie umiałem prowadzić. I dlatego zmarnowałem młodość, do dziś nie mogę sobie tego darować! Starość mam lepszą od młodości.

Samotność się skończyła?

W 1978 r. poznałem mężczyznę, z którym jestem do dziś. W „Kręgach obcości” nazywam go M. Nigdy nie chcieliśmy zamieszkać razem i uważam to za świetną decyzję.

Wiedział Pan o akcji Hiacynt z drugiej połowy lat 80.?

Dowiedziałem się o niej z prasy podziemnej. Nie czułem, że to mnie dotyczy, bo byłem poza środowiskiem.

Jak się Pan zapatruje na dzisiejsze postulaty naszego ruchu? Na przykład związki partnerskie?

Czy to nazwiemy małżeństwem, czy nie – nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Jestem po prostu za tym, by pary tej samej płci miały prawa, które obecnie przysługują tylko parom różnej płci – dziedziczenie, podatki itd. Nie mam jasnych poglądów na temat adopcji dzieci przez pary homoseksualne. Kogoś, kto jest jej przeciwny, niekoniecznie uznałbym z miejsca za homofoba.

Zalegalizowałby Pan swój związek, gdyby to było możliwe?

Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, Trudno mi powiedzieć. Ze względów ściśle praktycznych zapewne tak. Z zalegalizowaniem jak z tangiem – do tego trzeba dwóch. Musiałbym zapytać M.

A edukacja seksualna? O jej dojmującym braku wspomina Pan w książce.

Odbywała się na podwórku i zdaje się, że dziś niewiele się polepszyło. A ona jest konieczna! Ale mam też budujący przykład. Byłem w kinie na „Samotnym mężczyźnie”. Kiedyś, gdyby w ogóle taki seans się odbywał, chichotom nie byłoby końca, a dziś wszyscy widzowie na sali odbierali go jako coś naturalnego.

Na tegorocznym Marszu Równości w Krakowie miałem okazję podsłuchać stojące z boku dwie panie w dość zaawansowanym wieku. Jedna do drugiej: „Pani patrzy, sama młodzież!”, a druga: „No, jasne, przecież starsi się tym nie parają”.

Parają, parają. Ciągle się to w człowieku kitłasi. Mam taką obserwację, że w Polsce jest wielu pięknych młodzieńców, a stosunkowo niewielu pięknych mężczyzn. Jakoś szybko się zużywają. W każdym razie, jak się ma moje lata, to na pięknych młodzieńców w tramwaju patrzy się jak na dzieła sztuki. Tylko że ci na mojej trasie chyba teraz coraz częściej wybierają metro, którym ja z powodu klaustrofobii nie jeżdżę.

-----
Bardzo cenię pana profesora ze względu na jego pracę naukową a ten c-o tylko mój szacunek wzmocnił. Taka postawa się chwali a nie waldorffowe gadki o ciotecznych bratach czy dalekich kuzynach. Confused


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Erika dnia Wto 0:44, 21 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
seat
Maniak
Maniak


Dołączył: 18 Paź 2010
Posty: 923
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:41, 26 Gru 2010    Temat postu:

Igor Stokfiszewski - krytyk literacki, dramaturg. W latach 2001-2006 redaktor działu literackiego magazynu „Ha!art”. Od 2006 r. członek zespołu „Krytyki Politycznej”.

wywiad z magazynu LGBT "Replika"

rozmawia: Mariusz Kurc

Podobają mi się chłopaki i dziewczyny – stwierdziłeś w późnej podstawówce. Jak miałeś 22 lata, to wszedłeś w pierwszy poważny związek. Z mężczyzną – poetą Adamem Wiedemannem. A przed Adamem co się działo?
Ach, bardzo ciekawy okres. Przez całe liceum zakochiwałem się notorycznie i nieszczęśliwie - i w dziewczynach, i w chłopakach, choć w sumie nie wszedłem w żaden związek. Nie miałem też specjalnie świadomości, że jestem bi, nie nazywałem tego. Pociąg do chłopaków traktowałem jako ekstra bonus, dodatek do mojej heteroseksualności.
Jak miałem 14 czy 15 lat, to z kolegami ze szkoły chodziliśmy do opuszczonych powojennych bunkrów w jednym z łódzkich parków. Były tam ciemne korytarze, niektóre częściowo zasypane, mnóstwo robactwa – idealne miejsce dla „męskiej” zabawy w żołnierzy. I oprócz tej zabawy bawiliśmy się również w zbiorową masturbację. Były opowieści o dziewczynach, przynosiliśmy jakieś zdjęcia dziewczyn. Nie masturbował się każdy sam, tylko jeden drugiego. Hand job tak zwany. Wszyscy byliśmy przed naszym pierwszym razem, ale nie odczuwałem tych zabaw jako substytutu seksu – to było przyjemne samo w sobie. Zero skrępowania, zero poczucia skandalu. Pornograficzne historyjki hetero w sytuacji bardzo homoerotycznej. Taka bikonstrukcja. Dziś to wydaje mi się śmieszny symbol mojej biseksualności.

Nie byłeś przerażony, że chłopcy cię pociągają?
Nie, w ogóle. Do tego stopnia, że pozwalałem sobie czasem na homoerotyczne prowokacje. Pamiętam obóz w Bieszczadach w którejś klasie liceum. Była tam grupa chłopaków z innej szkoły. Poszliśmy na spacer po lesie. W pewnej chwili zacząłem – ni to żartem, ni serio – obłapiać ich, obejmować, całować, śmiać się. I oni to podchwycili, zaczęli się całować nie tylko ze mną, ale też ze sobą. Traktowali to jako wygłup.
Potem zakochałem się w jednym z nich, w Radku, piękny był. Zakolegowaliśmy się, ale jego nie interesowało prawdziwe przekroczenie granicy erotycznej, mnie - jak najbardziej. Radek, jeśli to czytasz, odezwij się! Ale kosz dany mi przez Radka nie był traumą. Nie miałem poczucia, że absolutnie muszę go mieć. Moja homoseksualna strona była odporna na rys tragiczny, bo dysponowałem też stroną hetero. Znów ta moja homoseksualność objawiła się jako element zabawy, dodatek. Coś fajnego, nieszkodliwego.

Dla mnie homoseksualność była w czasach licealnych przekleństwem, bardzo chciałem być hetero.
A ja hetero byłem, więc homododatek mi nie przeszkadzał. Sprawiał, że czułem się trochę poza heteronormą – może zresztą stąd ten brak związków w czasach liceum? A z drugiej strony nie dopadły mnie traumy, które są udziałem geja dorastającego w homofobicznym otoczeniu.

Ale jak poznałeś Adama, to stwierdziłeś, że jesteś gejem.
Tak. Zdecydowanie tak! Przyjechałem z Łodzi do Krakowa na studia. Byłem w związku z dziewczyną i potem zdarzył się Adam. Pasja totalna. On nadal jest przystojny, ale te prawie 10 lat temu był po prostu boski. Uzależniłem się od niego, zakochałem bez pamięci. Więc naturalne, że musiałem przemyśleć, o co chodzi. I wyszło mi, że jestem gejem. Jednoznaczna orientacja seksualna wydała mi się nawet lepsza niż niejednoznaczna. To mi porządkowało świat, odnalazłem odpowiedź na pytanie, who I am. Odczułem też ulgę, że wreszcie jestem w związku.

A dziewczyny?
W ogóle o nich nie myślałem, byłem zbyt zakochany. Używając języka z arsenału homofobów: afiszowaliśmy się z naszą miłością. Pocałunki w knajpach, te sprawy. Strasznie mi się to podobało.
Adam był moim wprowadzeniem w gejowskość. A jednocześnie on miewał związki z kobietami. Hołubił wzorzec homoseksualisty powojennego - raczej artysty, raczej nieszczęśliwego, faceta, dla którego jakieś bywanie z kobietami było normalną częścią tożsamości – więc moja biseksualność się wpasowywała w takie myślenie. Jakkolwiek idiotycznie to zabrzmi, gej to był dla mnie wtedy taki trochę biseks. Jeśli Adam coś robił, to dla mnie oznaczało, że geje tak robią.

Nieźle to sobie uporządkowałeś.
(śmiech) No, tak.

Kiedy uświadomiłeś sobie, że bycie gejem to też polityczna sprawa?
Tego akurat od Adasia się nie nauczyłem. To przyszło dzięki gejowskiej literaturze, dzięki mojej pracy w piśmie Ha!art. Zobaczyłem różne perspektywy. Zdałem sobie sprawę, jak bardzo geje i lesbijki są tak zwanymi podmiotami nieakceptowanymi.

Ha!art odniósł wielki sukces publikując „Lubiewo” Michała Witkowskiego.
„Lubiewo” było początkiem całej fali literatury gej/les, a z drugiej strony stanowiło świetne narzędzie wykpiwania postaw emancypacyjnych - opozycja: swojskie PRL-owskie cioty versus nowocześni geje. I dało oręż konserwatywnej krytyce, by chłostać emancypacyjne pisarstwo Bartka Żurawieckiego czy Ewy Schilling. Poznałem wtedy Błażeja Warkockiego, wspaniałego geja walczącego, który w „Lubiewie” jest trochę obśmiany.

I wtedy nadeszły czasy PiS-u u władzy.
Ich homofobia uderzyła mnie ze zdwojoną siłą. Wtedy moja homoseksualna strona nie była już ekstra bonusem, tylko integralną częścią mnie. Wcześniej nie dostrzegałem homofobii aż tak wyraźnie, jakoś nie dotykała mnie ona personalnie, a tu nagle Kaczyński z Giertychem zwalili mi się na głowę. Oni byli tym backlashem – odpowiedzią na raczkującą emancypację osób LGBT. I ja w pewnym sensie jestem dzieckiem tego backlashu.
Zanim się wyemancypowałem, zanim poznałem Adama i jego znajomych, mój obraz geja to był gość dobrze sytuowany ekonomicznie, swobodny seksualnie, bezboleśnie przeżywający swoją homoseksualność. Ja nigdy nie byłem w darkroomie – wiesz, dlaczego? Bo mi się wydawało, że ze względu na mój stan majątkowy ja nie mam dostępu do takich miejsc, nie przeszedłbym selekcji.
Mam żal, że niektórzy moi starsi koledzy geje emancypowali się właśnie tak: bogacąc się, błyszcząc szerokim gestem w śmietance towarzyskiej, tworząc szemrane elitarne getta. A przy tym unikając działań politycznych. Gdy wychodzili z tych gett, zaraz drżeli ze strachu, bo bezpiecznie czuli się na mikroskopijnym skrawku ziemi – między własnym mieszkaniem, klubem i dobrze płatną posadą wśród przyjaźnie nastawionych współpracowników. Uświadomiłem sobie, że taka „strategia” funkcjonowania była chybiona, gdy ujrzałem ten homofobiczny backlash. Wcześniej nie miałem traumy z powodu bycia napiętnowanym, a tu nagle w tych moich czasach post-Adam – szok!

To już były czasy post-Adam?
Tak. Zdarzyło mi się wtedy kilka krótkich, niewiele znaczących związków z kobietami i też kilka przelotnych z mężczyznami.

Zacząłeś myśleć, że jesteś bi?
Tak. I zakochałem się na poważnie w Kasi, też biseksualnej. Oboje tę naszą seksualność urefleksyjnialiśmy i owszem, od tego związku myślę na tyle poważnie o mojej biseksualności, że byłem w stanie zrobić ten biseksualny coming out, w którym swój udział ma Kinga Dunin.

Która zrobiła z Tobą comingoutowy wywiad do „Krytyki Politycznej” po tym, jak Adam Wiedemann opublikował swe listy do przyjaciół pod zbiorczym tytułem „Prawda”. Występujesz w nich jako Frytka.
Kinga, wiedząc, że Frytka to ja, zaczepiała mnie: „A Ty co, Fryteczka biedna, taka zszafowana jesteś, co?” I wtedy na dobre dotarła do mnie ta moja biseksualna opowieść. No to wyszedłem z szafy.

I jesteś pierwszym facetem, z którym można publicznie pogadać o byciu bi. Zdajesz sobie z tego sprawę?
Nie bardzo.

Znasz innych facetów bi?
Nie. Wystarczy mi biseksualna perspektywa mojej dziewczyny.

Ale wiesz, że bycie bi facetem i bi kobietą kulturowo co innego znaczy?
Tak, tak, racja.

Dla mnie było ważne poznać innych gejów.
Moja dziewczyna ma podobną biografię do mojej, ma na koncie silną identyfikację lesbijską, jak ja – gejowską. W moich związkach po Adamie istotne jest raczej to, że ja w nie wnoszę jego niewidzialną obecność. Z tym moi partnerzy i partnerki musieli sobie radzić.

Jest twoim ojcem założycielem.
I matką. On mnie ustawił.

W debacie o biseksualności podczas Queerowego Maja pojawiło się pytanie: czy osoby biseksualne zakochują się w kimś bez względu na płeć, są na nią ślepi, czy odwrotnie – zakochują się w kimś ze względu na płeć, tyle że i męskość i kobiecość są dla nich atrakcyjne? Jak to jest u ciebie?
Strasznie trudne pytanie. Zajebiście trudne. (długa cisza) Jest coś na rzeczy, jeśli chodzi o moje wybory... Pewna transseksualność osób, które mi się podobają. Kobiety z chłopięcymi cechami, mężczyźni o dziewczęcych cechach.. Ze wszystkich zdjęć jednej z moich byłych dziewczyn najbardziej podobało mi się to, na którym ona miała króciutkie włosy. I jak jej to powiedziałem, to usłyszałem: „Bo na nim wyglądam jak chłopak!”
Patrzę na płeć, owszem... tylko na jaką? OCENZUROWANO, nie wiem...Ale jaki w ogóle byłby z tego wniosek? Po prostu istnieją pewne typy seksualne, które mi się podobają. Taka płciowa niejasność.

Denerwują Cię stereotypy dotyczące osób biseksualnych?
Nie, nie wiem nawet, jakie są.

Żartujesz? Na przykład taki: wielu gejów twierdzi, że facet, który mówi, że jest bi, tak naprawdę jest gejem w drodze do akceptacji swego gejostwa. Nie wiem, czy to działa tak samo u dziewczyn.
Mnie raczej ludzie mówią, że jestem zwykłym heterykiem – wmawiam sobie homoseksualność, bo mi ona bardzo pasuje do mojego „lewackiego” światopoglądu.

Ale powiedzonko „Żeby życie miało smaczek...” na pewno znasz?
Smaczek? Że niby biseksy mają jakieś specjalne skłonności do frywolności? E, żenujące trochę, daj spokój.

Co będzie z emancypacją osób LGBT?
Mnie się podoba ten francuski PACSowy model. Taki uniwersalistyczny „wyskok” - ludzie tworzą jakieś związki, państwo je wspomaga, nie segregując według płci czy seksualności, w ogóle nie zagląda ludziom do łóżek. Świat postorientacji – myślmy o tym, choć to może trochę nierealne na razie u nas, bo przecież wiem, na jakim etapie się znajdujemy. Nie chciałbym wyznaczania warunków czy sztywnych kryteriów bycia gejem, lesbijką, bi, hetero itd. Ja spotykałem w życiu ludzi różnej płci, orientacji, w różnym wieku; w jednych się zakochiwałem, w innych nie, z jednymi szedłem do łóżka, z innymi nie. Taka jest prawda o mojej rzeczywistości.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Erika
Administrator
Administrator


Dołączył: 09 Lis 2010
Posty: 1310
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dolny Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:55, 26 Gru 2010    Temat postu:

Bardzo ciekawy wywiad. Mam wrażenie, że bi są najmniej widoczni w naszym środowisku. Nie wiem - może to z powodu obawy przed bifobią?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
seat
Maniak
Maniak


Dołączył: 18 Paź 2010
Posty: 923
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:51, 26 Sty 2011    Temat postu:

Marek Barbasiewicz - aktor

On, wielki amant polskiego kina i nagle przyznaje się, że jest gejem! Do tego wyznania aktor Marek Barbasiewicz (66 l.) został poniekąd zmuszony. Wszystko przez to, że matka pewnej młodej dziewczyny oskarżyła aktora o to, że więzi jej córkę...

Były momenty, gdy wahałem się, czy dobrze zrobiłem, że zostałem aktorem. Jestem zodiakalnym Wodnikiem, interesuję się tysiącem spraw. Był czas, gdy dostawałem mnóstwo ról - nie dzięki talentowi, ale dzięki warunkom fizycznym - więc całe dnie spędzałem na próbach w teatrze. Wtedy żałowałem, że tam za murami teatru jest życie, które ucieka mi między palcami. Że mógłbym malować, robić tyle ciekawych rzeczy!
"Lubienie" tego zawodu zaczęło się, gdy poznałem Kazimierza Dejmka (+ 78 l.), gdy zaczęliśmy robić spektakl "Operetka". Uwielbiam grać... podłych facetów. Granie takich skurw... strasznie mi się podoba. Choćby Donald, człowiek Stawskiego z "Zabij mnie glino"... Nie wiem, czy nie jest to najlepsza, jak do tej pory, moja filmowa rola.

Sama poszła w Polskę

Kilkanaście lat temu zdarzyła się pewna historia. Pewna matka oskarżyła mnie, że przetrzymuję jej nastoletnią córkę. Dziewczyna wymyśliła tę historię dla rodziców, bo sama poszła w Polskę. To przelało szalę goryczy. Chciałem też uciąć te wszystkie spekulacje, informacje z gazet, że jestem z tą albo tamtą panią.

Były kpiny i szydzenie

W 1992 roku zdecydowałem się pisarce, Marii Nurowskiej (67 l.), udzielić wywiadu. Przyznałem w nim, że jestem gejem. W moim środowisku nie spotkałem się z jakąś szczególną niechęcią, niezrozumieniem. Nie przewidziałem jednak, że wyznanie to uderzy w moją rodzinę. Bracia są wojskowymi, służą w lotnictwie, marynarce. Wojsko to hermetyczne środowisko. Były kpiny, szydzenie, nad tym niestety nie zastanawiałem się.

33 lata w związku

A mama... Mamie powiedziałem przed wywiadem. Nie chciałem, by dowiedziała się z gazet. Było jej przykro, że z tych znajomości z kobietami nie wyjdzie rodzina, wnuki.
Za to mnie to wyznanie niebywale wyprostowało życie. Nagle poczułem się sklejony ze sobą, szczery, niezmuszony do przemilczeń. W tej chwili... jest w porządku. Od 33 lat jestem w stałym związku. Więcej nie trzeba mówić. Nie chcę, by ten fakt przekroczył granicę informacji.



źródło: [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Erika
Administrator
Administrator


Dołączył: 09 Lis 2010
Posty: 1310
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dolny Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:33, 22 Mar 2011    Temat postu:

Może nie jest to news z naszego podwórka, może to nie jest news najnowszy, ale myślę, że warto poszerzyć ten temat również o informacje o coming outach znanych osób z zagranicy. Równo rok temu, w wieku 81 lat, coming outu dokonał James Randi, kuzyn Albusa Dumbledore'a Wink, iluzjonista sceptyk i założyciel fundacji James Randi Educational Foundation tropiącej pseudonaukowe przekręty.
Tekst coming outu opublikował na swojej stronie [link widoczny dla zalogowanych].
Jak widać na c-o nigdy nie jest za późno. To musi być niesamowite: obserwować przez te wszystkie lata, jak zmienia się nastawienie społeczeństwa do osób LGBT, od procesu Turinga po dzisiejszą emancypację, która przecież nie spadła nam z nieba i jest owocem pracy pokoleń działaczy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Erika
Administrator
Administrator


Dołączył: 09 Lis 2010
Posty: 1310
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dolny Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:07, 02 Kwi 2011    Temat postu:

Nie wiem, czy ową panią można uznać za znaną bowiem to jej coming out uczynił ją bardzo szybko znaną i zapraszaną przez media (szczerze mówiąc nie lubię podobnych sytuacji, w których ktoś przez jeden czyn zyskuje swoje pięć minut i oczy mediów zostają zwrócone na niego, podczas gdy ci, którzy przez wiele lat pracowali na rzecz jakiejś sprawy pozostają w cieniu). Niemniej wywiad jest ciekawy, wiele z zawartych w niej obserwacji było również moim udziałem.
------
Wywiady Repliki: Marta Konarzewska
Gdzie te księżniczki?


Przeprowadziłaś jakąś lekcję po publikacji – w czerwcu 2010 r. - tekstu „Jestem nauczycielką, jestem lesbijką” w „Gazecie Wyborczej”?
Tak, ale już w innej szkole, niepublicznej. Od września prowadzę seminarium literackie w liceum im. Jacka Kuronia w Warszawie. To bardzo liberalna szkoła. Mogłam podjąć temat literatury homoerotycznej i nikogo to nie oburzyło. Przychodzą uczennice, uczniowie i normalnie dyskutują.

Jak długo pracowałaś w IX liceum w Łodzi?
Siedem lat. Odeszłam sama. Miękka homofobia właśnie na tym polega - skutecznie obrzydzili mi pracę, ale nie wywalili. Chciałabym wrócić do państwowej szkoły, ale na razie mam trochę traumę po tamtych wydarzeniach, muszę odczekać.

Ale wiedziałaś, w co się pakujesz.
Tak. Chciałam zrobić coming out tak, by miał większe znaczenie, niż tylko dla mnie osobiście jako pierwszej wyoutowanej nauczycielki. Skończyłam Gender Studies, działam na rzecz osób LGBT. Miałam narzędzia, by wpisać moją sytuację w szerszy kontekst heteronormy panującej w szkole. Na początku zeszłego roku, na panelu dyskusyjnym „Furii”, której jestem wicenaczelną, spotkałam Piotra Pacewicza, wiceszefa „Gazety Wyborczej”. Zaproponował mi artykuł comingoutowy. Potem była w moim liceum afera z dwiema dziewczynami, które zamieściły w internecie swoje wystylizowane erotyczne zdjęcia. Groziło im wyrzucenie ze szkoły. Wstawiłam się za nimi wbrew dyrekcji. To przyspieszyło decyzję, żeby napisać tekst. Jednak cały czas miałam wątpliwości, bałam się. Wyobrażałam sobie, że żule z mojej dzielnicy pobiją mnie po publikacji.

A twoja dziewczyna co o tym sądziła?
Agata zgadzała się ze mną, że trzeba to zrobić. Miała rację. Ilość pozytywnych reakcji była zaskakująca. Lokalna łódzka telewizja puszczała w kółko wywiad ze mną, sąsiadki chwaliły się, że oglądały.
Polskie społeczeństwo jest dużo dalej niż dominujący dyskurs publiczny.

Minęło pół roku i mamy zbiór tekstów „Zakazane miłości” napisany przez ciebie z Piotrem Pacewiczem. Zaprzyjaźniliście się?

Tak, to specyficzna relacja. Trochę ojciec-córka, ale bez paternalizmu.

Popkultura zna już wzorzec „gej i jego przyjaciółka heretyczka”, choćby z serialu „Will & Grace”. Lesbijki z przyjacielem heterykiem chyba nie ma.

Rzeczywiście. Mnie ciężko jest złapać kontakt z osobami heteronormatywnymi, ale Piotr na szczęście taki nie jest, ma dystans do „męskiej roli” i sporo „kobiecych” cech.

To on wyszedł z pomysłem „Zakazanych miłości”.
Tak, ale miał inną koncepcję, chciał pisać o tym, jak osoby LGBT są dyskryminowane przez hetero większość. A ja chciałam raczej zachwiać mechanizmami heteronormy - to ona jest wrogiem. Metoda małych kroczków nie musi się zawsze sprawdzać. Nie jest tak, że na akceptację transów przyjdzie czas po tym, jak społeczeństwo przyzwyczai się do gejów i lesbijek, a na poliamorię, gdy łykniemy związki partnerskie. Moi uczniowie łykali różne pojęcia tożsamości bez zamiatania niczego pod dywan. I Piotr też łyknął. Potem się jeszcze bardziej squeerował i na EuroPride przyszedł w sukience (śmiech).

Jak definiujesz to, co łączy bohaterów/ki „Zakazanych miłości”?

Wykraczają poza heteronormę, czyli poza wyobrażenie, że wszyscy pragną monogamicznego związku dwóch osób różnej płci, jak dwóch połówek stanowiących jedność. Dziewczyna ma się cieszyć, że ma suknię ślubną, a chłopak - że ma dziewczynę na własność. Budują domek z płotkiem, on zarabia, ona zmywa. Wielu heteryków się w tej normie też nie mieści.

Nieheteronormatywni czyli queer?
Ci z pierwszej części książki, dotyczącej seksualności - tak.

Samuela Nowaka pytałem, czy dwóch facetów trzymających się za ręce to queer. Powiedział, że zgodnie z teorią queer - nie.
Ściśle z teorią nie – zgadzam się, ale zgadzam się też z Tomkiem Basiakiem, gdy mówi, że queer jako rebeliancka niezgoda na wykluczające seksualne, płciowe normy - zależy od kontekstu. W małym polskim mieście dwóch gejów za ręce to niezły queer.

A w Holandii czy Hiszpanii już nie, tak? Jaki kraj, taki queer?

Tak. My mamy w książce Tomka Felczaka, który pisze, że lubi rozkładać nogi, i to dla wielu facetów. A jednocześnie dzieli się doświadczeniem gwałtu, którego nie poddaje martyrologii. On jest oczywiście bardziej queerowy, bo mocniej chwieje normami.

Inny wasz bohater, Jacek Rzońca, opowiada, że dziś geje uprawiają przypadkowy seks, a kiedyś tak nie było: najpierw musiała być kolacja przy świecach. Trudno mi w to uwierzyć.
Mnie też, ale takie jest jego doświadczenie. On nie bywał na pikietach, nie szukał jednorazowych przygód.

Ale on uogólnia dzisiejszych gejów.

Zależało mi na tym wywiadzie, bo starsi geje, o jakich mówi Jacek, to wielcy nieobecni.

Geje i lesbijki mają problemy z jawnym funkcjonowaniem społecznym, co pokazuje wywiad z Izabelą Filipiak i jej partnerką, Lilly-Marie Lamar. Ale jaki problem ma Gosia, wielbicielka BDSM? Jest w sytuacji seksualnej uległa - co do tego ma społeczeństwo?
Akurat Gosia jest monogamiczna, więc rzeczywiście może funkcjonować ze swym facetem bez problemu, ale ludzie z poligamicznych domów BDSM, o których opowiada, już tak łatwo nie mają.

Macie m.in. geja ze starszego pokolenia, lesbijkę narzekającą na inne lesbijki, transów po korekcie płci i transów nie dążących do niej, heteryczkę, którą kręci BDSM, kobietę romansującą z księdzem, żonę czarnego faceta... Nie obawiasz się, że całość tworzy trochę poczet dziwadeł wrzuconych do jednego worka?
Nie chciałam, by to tak wyglądało i mam nadzieję, że nie wygląda. Przypomina mi się książka „Beznadziejna ucieczka przed Basią” Katarzyny Surmiak-Domańskiej, o której Kazimiera Szczuka napisała krytycznie, że to „bestiarium”. Surmiak opisywała ludzi o nietypowej seksualności z ciekawsko – zafascynowanej pozycji kogoś z zewnątrz, a ja, a przede wszystkim język tej książki – to ważne - jesteśmy z wewnątrz. Poza tym, my nie mieszamy seksualności z zaburzeniem i przestępstwem, np. nie opisujemy transa obok pedofila.

Ale też macie wywiad z homofobem - Romanem Giertychem.
Byłam temu przeciwna, proszę to podkreślić (śmiech). Piotr się uparł, bo uważał, że trzeba pokazać kontrapunkt.

Kontrapunkt? Przecież postawy waszych bohaterów i Giertycha są nieporównywalne.
Gdyby to była tylko moja książka, Giertycha bym nie dała. Ale to jest też książka Piotra, mamy dwugłos. Notabene, początkowo zamiast Giertycha miał być jego wiceminister z Łodzi, Mirosław Orzechowski - ten, który chciał zakazywać pracy homoseksualnym nauczycielom. On kończył to samo liceum, w którym ja pracowałam. I za moich czasów był w nim z honorami przyjmowany. Ale Giertych nie jest jedynym homofobem w książce. A biseksualny chłopak z tekstu „Lova lova i te sprawy”? A Magda, która ma negatywną opinię o „branżowych” lesbijkach? Chciałam pokazać, że nie tylko są biedni geje i lesbijki oraz źli heterycy-homofoby. Podziały są bardziej skomplikowane.

Magda mówi: „świat lesbijek jest straszny”. O co chodzi?

„Świat lesbijek” czyli wspólnota. Każda wspólnota to mit. Podtrzymywanie go jest właśnie „straszne”. Oczywiście, istnieje pewien „branżowy” krąg skupiony wokół portali lesbijskich, klubów, krąg „byłych dziewczyn”, świetnie zresztą pokazany w serialu „Słowo na „L”. W Polsce to jest krąg na razie mało zróżnicowany i w ogóle niewielki. Magdzie trudno się w nim odnaleźć.

Dlaczego?

Ona uwielbia księżniczki - śliczne dziewczyny, często hetero, a więc niedostępne, względnie bi, przyzwyczajone do wzorca miłości „dworskiej”. Takie, które lubią być adorowane, obsypywane podarunkami. Magdzie takich dziewczyn w les kręgu brakuje. Chce być jak Idgie z książki „Smażone zielone pomidory”, wspinać się na drzewo po plastry miodu dla swojej Ruth.

To nie ta sama tęsknota, która każe wielu gejom pisać w ogłoszeniach erotycznych, że szukają „męskiego, nie budzącego skojarzeń”?
Może i tak... Gdzie ci mężczyźni i gdzie te księżniczki? Ja sama świadomie księżniczkę odgrywam, bo to mnie bawi. Ale Magda traktuje to serio, może zawsze będzie szukała tej, która akurat jest niedostępna, bo należy do kogoś innego, i to rozpala pożądanie. Niczym w historiach arturiańskich, albo... w powieściach Jeanette Winterson.

Ona nie może znaleźć dla siebie femme, bo - jej zdaniem - za dużo jest butch?

Nie, nie, dziewczyny les, których nie kręci adorowanie, nie muszą być zaraz butch.
Ach, świat lesbijek jest fascynujący i wciąż do zbadania.

I do poszerzenia?
O, tak. Dziewczyny z zachodnich krajów opowiadają, że u nich ten klubowo-portalowy krąg jest bardziej różnorodny. Są w nim na przykład dziewczyny transboyów, czyli chłopaków z waginami. Są lesbijki emo, nieemo, i tak dalej – mają masę określeń, które przytaczamy w książce. No i wiesz, lesbijki wcale nie są takie monogamiczne i domatorskie. Choć, fakt, główny schemat zachowania to: szukam dziewczyny, więc łażę gdzieś po klubach, ale jak znajdę, to lesbijskie wieczory będą domowe: wino i wypożyczymy „Gię” na dvd (śmiech).

Może to domatorstwo lesbijskie wynika z ogólnej socjalizacji kobiet na „strażniczki domowego ogniska”?

Oczywiście! No bo właściwie gdzie są kluby stricte lesbijskie? W Warszawie nie znam, w Łodzi - też nie.

Nie masz wrażenia, że wiele polskich lesbijek w ogóle boi się słowa „lesbijka”?
Tak. Dlatego ja - zwolenniczka teorii queer, przeciwniczka tożsamościowego podejścia - napisałam: „jestem lesbijką”. Chcę odczarować to słowo. Wiele dziewczyn używa formuły „queer”, bo ona jest niezrozumiała i zasłaniająca. Pisała o tym Anna Laszuk w „Furii”. Inne czują, że do nich określenie „lesbijka” nie pasuje, bo pojmują je wąsko. Ale na przykład Greta z naszej książki nadal mówi o sobie „lesbijka”, mimo że jest w związku z Anią, osobą trans, biologicznie - mężczyzną. Poza tym – sprawa wyglądu: lesbijki niekoniecznie mają podgolone włosy i niskie dżinsy. Gdy wzięłam udział z moją Agatą w akcji „Miłość nie wyklucza” promującej związki partnerskie, to specjalnie ubrałam się w te moje firaneczki, falbaneczki.

A Agata "po męsku".

Po gejowsku (śmiech). Mnie kręci niedookreśloność płciowa. Kojarzysz Bretta Andersona z zespołu Suede? Koleś z grzywką na bok, chudy. Introwertyk, którego wzrok mówi: nie lubię cię, nie lubię tłumu, chodźmy stąd. Niby aseksualny, a jednak fascynujący. Moja pierwsza dziewczyna wyglądała jak Brett i na niej się „nauczyłam”, co mnie kręci. Agata jest inna niż Brett, ale też nie wygląda „jak dziewczyna” ani też „jak facet”. Ma w sobie coś z geja, ubiera się w męskim H&M, nosi te same ciuchy, co nasi kumple geje.

Wszyscy jesteśmy trans - mówi w waszej książce Wiktor Dynarski z Trans-Fuzji.
No bo czy są tacy, którzy idealnie wpasowują się w role płciowe?

Rozmawiał: Mariusz Kurc
Z: [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
seat
Maniak
Maniak


Dołączył: 18 Paź 2010
Posty: 923
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 16:00, 23 Cze 2011    Temat postu:

Phi, nie odkryłam tu nikogo, o kim bym nie wiedziała Wesoly

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
seat
Maniak
Maniak


Dołączył: 18 Paź 2010
Posty: 923
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:22, 26 Paź 2011    Temat postu:

Zachary Quinto - aktor
[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
seat
Maniak
Maniak


Dołączył: 18 Paź 2010
Posty: 923
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 23:02, 05 Sty 2012    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.pfonoh.fora.pl Strona Główna -> Kultura Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin