Autor Wiadomość
Czarny
PostWysłany: Śro 22:46, 07 Lis 2012    Temat postu:

Rudi napisał:
Nathan napisał:
Mówimy o religii, ale tak naprawdę wiara partnera w pewne rzeczy świadczy o jego poziomie rozwoju, jego poziomie intelektualnym, wiedzy, kulturze i wielu innych cechach. Dlatego to tak istotne. Bardzo istotne.
Ktoś, kto wierzy w tłuste hurysy, niepokalane poczęcie czy magiczną wodę święconą jest dla mnie… no…zaraz obrzucacie mnie zgniłymi jajkami, ale – po prostu głupi i posiada spore luki w wiedzy. Nie potrafiłbym być z głupim facetem, nawet jeśli nadrabiałby w innych aspektach.

Wolę, żeby mój partner miał „wyimaginowanego przyjaciela” niż „wyimaginowaną bozię”, do której klepie zdrowaśki, żeby mu się lepiej układało. A to, że niby tylu ludzi "wierzy”, ano, kiedyś wierzono, że ziemia jest płaska i diabli (lol) wzięli wiarę w takie bzdety.

Wiesz, zawsze się dziwię, gdy słyszę coś takiego z ust osoby wierzącej. Choćby "alternatywnie".

Tez mnie to dziwi, choc - zaznaczam - nikogo nie zamierzam niczym obrzucac. Wink

Jak mowilem, nie lubie hipokrytow, ale jednoczesnie rozumiem ludzi, ktorzy praktykuja wybiorczo, ale trzymaja sie swojej religii i nawet nie mam nic przeciwko, jesli nikogo tym nie krzywdza, nie pouczaja itd.
Ktos powie, ze to latwizna. Pewnie tak, ale jesli tym ludziom jest dzieki temu latwiej, to, w sumie, czemu nie?
Erika
PostWysłany: Śro 21:16, 07 Lis 2012    Temat postu:

Nathan napisał:
Nie do końca. To osoby świeckie sobie liberalizują i ustalają swoje zasady i nie ma to nic wspólnego z religią i przestrzeganiem danej wiary.

Nie tylko osoby świeckie - same związki wyznaniowe również. Żeby za przykład podać kapłaństwo kobiet w kościołach protestanckich, ordynacje rabinackie kobiet, udzielanie ślubów homoseksualistom przez niektóre kościoły, synagogi, pozwolenie na pełnienie funkcji duchownych przez takie osoby, katolickie pozwolenie na spożywanie mięsa w Wigilię, "przeniesienie" dusz nieochrzczonych dzieci z limbus puerorum do nieba, "przemiana" piekła z jeziora ognia w stan pozbawienia możliwości oglądania Boga, wreszcie uznawanie małżeństw za niezawarte pod pewnymi warunkami, czy wycofanie się chyłkiem z potępiania w czambuł nowożytnej biologii z jej ewolucjonistycznym paradygmatem. To wszystko są przykłady liberalizacji. Co prawda niedobrowolnej a wymuszonej duchem czasu, ale jednak.
Nathan napisał:
Jeśli łamie te zasady świadomie i regularnie, to nie jest żadnym katolikiem. Podobnie jest z antykoncepcją, seksem przedmałżeńskim, alkoholem, używkami itp.

Zgadza się, niektóre z tych osób nawet podpadają pod ekskomunikę latae sententiae, czyli wiążącej mocą samego prawa kanonicznego i spadającej już za sam fakt popełnienia danego czynu, bez konieczności jej dekretowania i ogłaszania przez władze kościelne.
Niemniej, w jakimś stopniu rozumiem motywację takich osób i to, dlaczego nadal określają się one katolikami, choć, jednocześnie, irytuje mnie to, że podtrzymują one mit 90% udziału katolików w polskim społeczeństwie.
Tak jest po prostu łatwiej.
Gość
PostWysłany: Śro 20:42, 07 Lis 2012    Temat postu:

Nathan napisał:
Mówimy o religii, ale tak naprawdę wiara partnera w pewne rzeczy świadczy o jego poziomie rozwoju, jego poziomie intelektualnym, wiedzy, kulturze i wielu innych cechach. Dlatego to tak istotne. Bardzo istotne.
Ktoś, kto wierzy w tłuste hurysy, niepokalane poczęcie czy magiczną wodę święconą jest dla mnie… no…zaraz obrzucacie mnie zgniłymi jajkami, ale – po prostu głupi i posiada spore luki w wiedzy. Nie potrafiłbym być z głupim facetem, nawet jeśli nadrabiałby w innych aspektach.

Wolę, żeby mój partner miał „wyimaginowanego przyjaciela” niż „wyimaginowaną bozię”, do której klepie zdrowaśki, żeby mu się lepiej układało. A to, że niby tylu ludzi "wierzy”, ano, kiedyś wierzono, że ziemia jest płaska i diabli (lol) wzięli wiarę w takie bzdety.

Wiesz, zawsze się dziwię, gdy słyszę coś takiego z ust osoby wierzącej. Choćby "alternatywnie". Hurysy, niepokalane poczęcie, święta woda, Bóg, energia, siła wyższa itd. to dwie strony tego samego medalu z tą jedynie różnicą, że trzy od końca brzmią bardziej intelektualnie. Co jednak nijak nie zmienia faktu, że są takim samym przedmiotem wiary jak niepokalane poczęcie, hurysy, świętość. Dla kogoś, kto patrzy na religię chłodnym okiem, humanisty w renesansowym znaczeniu tego słowa, racjonalisty, ateisty są one tak samo głupie jak dla Ciebie hurysy i niepokalane. W naszych czasach powoli wysycha religijne, mityczne, źródło kultury i będziemy, w pewnym sensie, archaiczni jako wierzący. Zarówno katolik, muzułmanin, ja jak i Ty wierzymy, więc pokładamy zaufanie bez dowodu, ergo jedziemy na tym samym wózku.
Nathan
PostWysłany: Śro 4:05, 07 Lis 2012    Temat postu:

Mówimy o religii, ale tak naprawdę wiara partnera w pewne rzeczy świadczy o jego poziomie rozwoju, jego poziomie intelektualnym, wiedzy, kulturze i wielu innych cechach. Dlatego to tak istotne. Bardzo istotne.
Ktoś, kto wierzy w tłuste hurysy, niepokalane poczęcie czy magiczną wodę święconą jest dla mnie… no…zaraz obrzucacie mnie zgniłymi jajkami, ale – po prostu głupi i posiada spore luki w wiedzy. Nie potrafiłbym być z głupim facetem, nawet jeśli nadrabiałby w innych aspektach.

Wolę, żeby mój partner miał „wyimaginowanego przyjaciela” niż „wyimaginowaną bozię”, do której klepie zdrowaśki, żeby mu się lepiej układało. A to, że niby tylu ludzi "wierzy”, ano, kiedyś wierzono, że ziemia jest płaska i diabli (lol) wzięli wiarę w takie bzdety.
Erika napisał:
Natomiast nie ma chyba religii której nakazy dałoby się wypełniać w 100% dlatego religie się zmieniają, liberalizują.
Nie do końca. To osoby świeckie sobie liberalizują i ustalają swoje zasady i nie ma to nic wspólnego z religią i przestrzeganiem danej wiary. Katolikowi nie wolno jeść mięsa w piątek i podchodzić do komunii (o ile tak to się nazywa), jeśli dłuższy czas nie był u spowiedzi. Jeśli łamie te zasady świadomie i regularnie, to nie jest żadnym katolikiem. Podobnie jest z antykoncepcją, seksem przedmałżeńskim, alkoholem, używkami itp.

Oczywiście, średniowiecze mamy za sobą, czasy różnią się diametralnie, ale to nie my (ludzie) ustalamy na ile religia jest liberalna, na ile nie jest. Katolicy niezwykle często naginają swoją religię i tłumaczą to właśnie ‘obecnymi czasami’, czy tym, że kościół jest zbyt konserwatywny. Pora zmienić religię albo zdeklarować się pseudo katolikiem, agnostykiem, czy też osobą niewierzącą z sentymentem do biblii...

To jak naginanie prawa i tłumaczenie sobie pewnych rzeczy po swojemu (ukradłem, bo jestem biedny, zabiłem, bo zrobił mi krzywdę itp.), tyle, że tutaj – zgodnie z wiarą katolików- odpowiadają przed kim innym niż stróże prawa.
Strzeżcie się Jezyk
Czarny
PostWysłany: Śro 0:48, 07 Lis 2012    Temat postu:

Ciekawe zagadnienie. Jestem bezreligijny, wychowalem sie w bezreligijnym domu, nieobchodzacym swiat zadnej religii, imienin (ciekawe, czy ktorykolwiek katolik zdaje sobie sprawe, ze to jest tak naprawde swieto swietego patrona danego imienia?) a "mikolajki" byly symboliczne, bo od poczatku bylo wiadomo, ze kupujemy sobie nawzajem prezenty i sie obdarowujemy, a nie, ze przynosi je czerwony tluscioch z reklamy Coca-Coli. W czym rzecz? Zawsze patrzylem ze zdziwieniem na swiateczne zwyczaje kolegow (raz nawet doprowadzilem do placzu dzieciaki w przedszkolu - powiedzialem, ze Mikolaj, to rodzice a listow slanych do Finlandii, w wiekszosci, nikt nie czyta) i obserwowalem je z taka troche etnograficzna ciekawoscia, ale nigdy nie widzialem w nich sensu i tu zaczyna sie problem, bo mysle, ze gdyby moj partner chcial obchodzic te wszystkie swieta choinkowe, jajeczne, grobbingowe itd., to pewnie by mnie to meczylo. Jestem przyzwyczajony do tego, ze dni ustawowo wolne wykorzystuje do odpoczynku a nie do nameczenia sie, aby pozniej przysypiac przy stole pelnym potraw, ktore sie zmarnuja. No, po prostu nie wynioslem z domu sentymentu wobec "magii swiat". Zreszta z katolikiem, chocby i deklaratywnym, raczej bym nie mogl byc. Po prostu nie przepadam za ludzmi, ktorzy - jako katolicy - podpisuja sie pod idea, ktora glosi nakaz czystosci dla homoseksualistow a jednoczesnie szukaja homoseksualnej samorealizacji w pelnym wymiarze. Mysle wiec, ze najlepiej dogadalbym sie z kims wierzacym po swojemu, byleby to bylo cos przemyslanego a nie slynne: "przeciez musi istniec cos jeszcze" albo bezwyznaniowym.
Raz probowalem byc w zwiazku z osoba religijna, noachida przygotowujacym sie do konwersji, i byl to generalnie hardcore. Jakkolwiek zalezalo mi na osobie, to klotnie o jedzenie (niejedzenie wieprzowiny i cale mnostwo innych nakazow zywieniowych), niepracowanie w okreslony dzien (wlacznie z np. nieswieceniem swiatla) sprawily, ze to sie nie udalo. Choc nie powiem, wiele sie ciekawego dowiedzialem.
wendigo
PostWysłany: Pon 21:30, 22 Paź 2012    Temat postu:

DJ napisał:
Jeśli się jest, że tak powiem, "własnowiercą", to bardzo trudno jest trafić na kogoś, kto wierzy podobnie, więc to by było raczej trudne, wendigo.

Zdaję sobie z tego sprawę. Cóż, to chyba oznacza, że moje szanse na stworzenie kiedykolwiek jakiegokolwiek związku jeszcze bardziej maleją Mruga

Nathan napisał:
Trochę jedno z drugim mi się kłóci, tzn. prawdziwa wiara w „coś wyższego” (sam jestem bardzo wierzącym człowiekiem, wierzącym w istotę wyższą, zwał jak zwał) nie idzie mi w parze z religią i jakimiś sakramentami.

O popatrz, to ja to całkiem podobnie widzę Wesoly

seat napisał:
Jestem katoliczką, wierzę w Boga, w życie po śmierci (jak je nazwiemy jest już sprawą mało istotną), w to, że za dobre życie może człowieka spotkać nagroda, a za złe kara i praktykuję (choć mało gorliwie), a jednak... wiele rzeczy kompletnie mi w kościele nie pasuje i z pełną świadomością je odrzucam. Ktoś nazwie to choćby relatywizmem moralnym, ja zdrowym rozsądkiem.

Na moje to Ty chrześcijanką jesteś ale nie katoliczką Jezyk
Erika
PostWysłany: Wto 19:09, 16 Paź 2012    Temat postu:

Akurat katolicki ślub, nawet mieszany, nie dotyczy większości osób z tego forum. Wink
Niejednokrotnie brałam tutaj udział w dyskusjach religijnych, niesamowicie denerwują mnie homo hipokryci mieniący się katolikami, bo to jest dopiero hipokryzja przez duże "H". Natomiast nie ma chyba religii której nakazy dałoby się wypełniać w 100% dlatego religie się zmieniają, liberalizują.
Dla mnie to trudny temat, ostatnio często o nim myślę, bo moja dziewczyna na pewno by takiego ślubu chciała choć tego nie mówi. Na szczęście nie jest z Kościoła p. SN, bo tego, jak wiecie, nie trawię.
seat
PostWysłany: Wto 18:59, 16 Paź 2012    Temat postu:

Ok, nawet jeśli jest to hipokryzją, to jednak przy tym zostanę.
Wychodzę z założenia, że jeśli Bóg będzie mnie kiedyś w jakiś tam sposób rozliczał z mojego życia, to przede wszystkim z tego jakim byłam człowiekiem, a nie z tego czy przestrzegałam mnóstwa durnych przepisów kościoła, bo wiele z nich (w każdym razie w takiej, a nie innej interpretacji) wprowadziły władze kościoła. Biblia o nich nie mówi, albo czyni to na tyle nieprecyzyjnie, że stanowisko kościoła jest stanowiskiem przezeń przyjętym, a nie wynikającym wprost z kart Pisma Św.
Nathan
PostWysłany: Wto 18:48, 16 Paź 2012    Temat postu:

seat napisał:
Jestem katoliczką, wierzę w Boga, w życie po śmierci (jak je nazwiemy jest już sprawą mało istotną), w to, że za dobre życie może człowieka spotkać nagroda, a za złe kara i praktykuję (choć mało gorliwie), a jednak... wiele rzeczy kompletnie mi w kościele nie pasuje i z pełną świadomością je odrzucam. Ktoś nazwie to choćby relatywizmem moralnym, ja zdrowym rozsądkiem.
Seat, ale widzisz, nieraz o tym rozmawialiśmy... jeżeli ktoś się uważa za katolika, to - niestety - powinien w te wszystkie brednie wierzyć, a nie w to, co się komu podoba. Nie jestem autorytetem w tej dziedzinie, ale każdy ksiądz, teolog czy filozof Tobie powie, że bycie katolikiem to więcej niż "wiara w dobro i zło", to wiara we wszystko, łącznie z tym, że antykoncepcja to grzech.

Nie zrozum mnie źle, to, że interpretujesz wiarę w taki sposób świadczy, właśnie, o zdrowym rozsądku i Twoim ludzkim podejściu, niemniej, jest w tym trochę hipokryzji.

Wracając do tematu. Jeśli mój partner przedstawiłby mi w ten sposób swoją wiarę, to ciężko by mi było to przełknąć. Problemem nie jest to, w co kto wierzy, tylko jak to interpretuje, na ile jest konsekwentny w swojej wierze etc. Mój ostatni partner jest Filipińczykiem i wychował się wręcz w duchu nawiedzonego katolicyzmy (choć duży wpływ na niego miał buddyzm, animizm), nieraz miałem z tym problem, jednak w swojej wierze był konsekwentny i nie wybierał co mu się podobało.
seat
PostWysłany: Wto 17:15, 16 Paź 2012    Temat postu:

Powiem coś co pewnie niektórzy ostro skrytykują, że jest głupotą, hipokryzją (to już zresztą było) etc, ale...

Jestem katoliczką, wierzę w Boga, w życie po śmierci (jak je nazwiemy jest już sprawą mało istotną), w to, że za dobre życie może człowieka spotkać nagroda, a za złe kara i praktykuję (choć mało gorliwie), a jednak... wiele rzeczy kompletnie mi w kościele nie pasuje i z pełną świadomością je odrzucam. Ktoś nazwie to choćby relatywizmem moralnym, ja zdrowym rozsądkiem.

Ponieważ podchodzę do mojej religii tak a nie inaczej, spokojnie wyobrażam sobie możliwość pełnego zaakceptowania i wejścia w trwałą relację z ateistą, bądź innowiercą (tu jednak z pewnymi wyjątkami), natomiast absolutnie nie dopuszczam stworzenia związku z żarliwym, takim "pełnokrwistym" "radiomaryjnym" katolikiem, co to tylko "po Bożemu", "co rok, to prorok" itd. Wcale jednak nie tylko z uwagi na aspekt seksualny. Nie umiałabym też zgodzić się choćby z nadmierną, nawiedzoną pobożnością takiego partnera czy zbyt częstym przesiadywaniem w kościele, nietolerancją dla odmienności lub przekonaniem, że kler to nadludzie, którym wolno więcej niż innym.

Odnosząc się natomiast do kwestii zawarcia ślubu kościelnego z osobą niewierzącą, to od strony technicznej jest to możliwe.
W każdym razie było kiedyś i to bez specjalnych przeszkód.
Ślub taki zawarli wiele lat temu przyjaciele moich rodziców (panna młoda była wierząca, pan młody nie). Ceremonia wyglądała podobno (bo znam to tylko z opowiadań, jednak "z pierwszej ręki") całkiem identycznie jak w przypadku "zwyczajnego" ślubu, z tym że pan młody nie klękał, nie żegnał się, nie wypowiadał modlitw, no i oczywiście nie przystępował do komunii Wesoly

Podobno obecnie księża robią wszystko, aby zniechęcić do zawarcia ślubu kościelnego w przypadku kiedy jedno z partnerów nie należy do owczarni, ale jeśli ktoś się uprze, to pewnie dopnie swego.
Nathan
PostWysłany: Wto 10:51, 16 Paź 2012    Temat postu:

Nie, żeby w coś wierzył. Absolutnie, tylko żeby wiedział dlaczego w coś wierzy lub nie. Miał poglądy nt. życia, śmierci, religii itp. Dla mnie nie ma nic gorszego u faceta niż głupota czy też ignorancja.
Erika
PostWysłany: Wto 1:32, 16 Paź 2012    Temat postu:

No way! Gdyby wszyscy dookoła zaczęli wypełniać skrupulatnie nakazy swoich religii, to nie kupilibyśmy naszych ulubionych ubrań, bo zapotrzebowanie decyduje o produkcji a w "Biblii" jest napisane, aby nie nosić ubrania utkanego z dwóch rodzajów nici i wiele innych, równie praktycznych, rzeczy. To byłby Armagedon. Poczytajcie sobie albo obejrzyjcie "Żyjąc rok zgodnie z Biblią".
Związek z konsekwentnym religiantem, to byłoby coś strasznego.
Wink
DJ
PostWysłany: Pon 23:27, 15 Paź 2012    Temat postu:

Dlaczego Ci zależy, aby w coś wierzył?
Nathan
PostWysłany: Pon 23:15, 15 Paź 2012    Temat postu:

Zależy mi na tym, żeby partner wierzył w coś i wiedział dlaczego w to wierzy, co za tym idzie, co go do tego skłoniło itp. Sam fakt, że „został tak wychowany” czy „przeczytał taką książkę” nie jest dla mnie żadną oznaką wiary. Pewne rzeczy się po prostu czuje.
Tak czy inaczej nie mam takich dylematów w chwili obecnej, minie wiele czasu w związku zanim pytania o wiarę by padły z mojej strony, gdyż jest to jak by nie było temat intymny.
Gość
PostWysłany: Pon 21:08, 15 Paź 2012    Temat postu:

Nathan napisał:
Jestem przekonany, że zaakceptowałbym (prawie) każde wyznanie partnera, tak długo, jak potrafiłby mi swoją wiarę i ideologie uargumentować i faktycznie żył by zgodnie ze swoimi przekonaniami.

W życiu jest odwrotnie. Najpierw się w coś wierzy albo nie i dopiero później tą swoją wiarę/niewiarę racjonalizuje tj. próbuje znaleźć argumenty popierające. Wiara religijna, to nie jest wybór z katalogu. Albo coś cię przekonuje i czujesz, że to jest właśnie to albo nie. IMHO w sprawach religii prymat ma czucie a nie intelekt, przemyślenia, argumenty. To może w pierwszej kolejności kwestia charakteru, predyspozycji. Mój brat, wychowany w tym samym domu, przez tą samą żarliwą matkę, jest urodzonym ateistą, nigdy nie był zainteresowany religią, podatny na wiarę w coś metafizycznego a dopiero później dopracował sobie również argumenty intelektualne.
Wiele religii ma wymagania trudne do wypełnienia w dzisiejszym świecie. Czy osoba, która ich nie wypełnia, jest hipokrytą? Niekoniecznie. Ludzie czują miętę do danej religii, często jest to, jak w przypadku mojego ojca, jakaś forma szacunku wobec tradycji rodziców, czy dziadków.
Nathan napisał:
Mam jednak wątpliwości, czy spotkałbym taką osobę. Trochę jedno z drugim mi się kłóci, tzn. prawdziwa wiara w „coś wyższego” (sam jestem bardzo wierzącym człowiekiem, wierzącym w istotę wyższą, zwał jak zwał) nie idzie mi w parze z religią i jakimiś sakramentami.
Tutaj akurat myślisz wyjątkowo chrześcijańsko. Nie wszystkie religie mają sakramenty. Różne politeistyczne formy neopogaństwa i, jak sądzę, religie Wschodu traktują ślub jak rytuał a nie jak sakrament.

Religia od sekty różni się tylko stażem. Wink

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group